Witajcie!
Dzisiaj mam dla Was kilka słów o książce "Jak wytresować kota?"
Spodziewałam się dużo śmiechu, bo zwierzaki uwielbiam, a koty potrafią być już w ogóle kosmicznie zabawne, tak więc już Wam mówię, czy warto ją zakupić!
Książeczka sama w sobie nie jest jakaś mega obszerna. Przyjemnie się przez nią frunie, ale o czym właściwie ona jest?
Zobaczcie co o niej pisze wydawca:
"Czy te historie są rzeczywiście prawdziwe? TAK. To historie, które wydarzyły się już tysiące razy i będą się wydarzać dalej, tak długo, jak długo gatunek ludzki będzie posiadał koty. Co więcej – można śmiało założyć, że przydarzają się nawet właśnie w tej chwili. Tylko że różnym właścicielom. Może niedokładnie co do joty w takiej formie, jak zostały tu opisane, ale w podobnej. A nieraz pewnie nawet w jeszcze gorszej. Nie ma więc sensu nadal rozważać tego pytania. Należałoby raczej zapytać: „Czy mogą przydarzyć się mnie?”. Spiesząc z odpowiedzią – owszem, mogą. No chyba że ktoś nie ma kota, ale jak się okazuje, nawet to nie daje stuprocentowej gwarancji.
Dotąd nie ma żadnych terapeutycznych spotkań Anonimowych Kociarzy („nazywam się Zofia i mam kota od 3 lat”), trzeba więc sobie radzić w inny sposób. Niech ta książka będzie jednym z takich sposobów. Autor"
Jak dla mnie ta książka to kwintesencja "kotowatości". Znacie te sytuacje gdzie trzeba kotu poać tabletkę do pyska? A próbowaliście takie stworzenie przestawić na dietę? Oj tak, wtedy można się nasłuchać kociego, miauczącego płaczu. Bardzo zabawną sytuacją jest też zawsze wybór nowemu domownikowi imienia. Żeby nie było za długie bo przecież łatwiej się go woła, żeby nie było brzydkie, zbyt zabawne, żeby się znajomi nie nabijali gdy w trakcie herbatki w Waszym domu nagle zaczniecie wołać kota "Mieczysławie, Królewiczu Pierwszy łajzo wstrętna"! Tak, ze zwierzakami nigdy nie jest nudno.
W tej książce dostajemy pięć opowiadań. Poznajemy kota imieniem Krokiet. Świetnie dobrane, w końcu musi on przejść na dietę. Tak, tak, ja już oczami wyobraźni widziałam te oczy kiedy czeka pod lodówką bo może coś przypadkiem spadnie. Albo obdzieranie tapety ze ścian. No komedia! Musicie przeczytać sami, bo uśmiać się można konkretnie. Nie będę Wam ich opisywać, musicie przeczytać sami.
Uwielbiam tego typu książki i często sięgam po tytuły, w których głównym bohaterem jest zwierz. Zaczęła się u mnie miłość od Kota Deweya - bibliotekarza, później był Kot Bob, z czasem również czytałam książki o psach, a nawet jedną o jeżu! Zawsze te książki są przyjemną odskocznią i czytam je dla rozluźnienia. Ta, o której dziś Wam opowiadam jest bardzo dobrym pomysłem na prezent dla siebie czy znajomych, gdyż każdy posiadacz pupila będzie nią zachwycony. Tylko nie bierzcie tego jako próbę zniechęcenia. Terapia nie jest kociarzom potrzebna absolutnie do niczego, chyba że nie wiedzieli na co się piszą przygarniając takie stworzenie. Tylko to nie jest tak, że to właśnie te sierściuchy są wyjątkowo wredne, bo nie są. To są indywidualiści, ale zniszczenia w postaci zrzuconego ulubionego kubka ze stołu to i Wam papugi zrobią, wierzcie mi.
Podsumowując, ja się ubawiłam, z przyjemnością sięgnę po inne części, bo są, aż trzy! I być może w przyszłości będzie jeszcze więcej. Dobrego humoru nigdy za wiele, a każdy kociarz będzie się śmiał w głos zwłaszcza, że pewnie przez większość podobnych historii sam przechodził. Czasami się wściekamy na te nasze zwierzaki, ale później śmiejemy się w głos z takich sytuacji i opowiadamy je wszystkim dookoła.
9/10 🌟 Będę wypatrywać kolejnych części!