„Z busolą w sercu“ to barwna opowieść, którą czyta się jednym tchem.
Na wnikliwie i ciekawie, z nutką sarkazmu przedstawionym tle społeczno - politycznym PRL-u aż do okresu pierwszej „Solidarności” i stanu wojennego rozgrywa się walka Ewy Podolskiej z bezpieką. Znajdując się z jednej strony pod wpływem antykomunistycznego nastawienia rodziców, repatriantów ze wschodnich kresów, którym trudno jest przystosować się do życia na Górnym Śląsku a z drugiej pod naciskiem indoktrynacji komunistycznej, szuka ucieczki od tej schizofrenicznej sytuacji w łapczywym pochłanianiu książek i w marzeniach o ucieczce do innego piękniejszego świata. Po kilku humorystycznie opisanych przygodach erotycznych, dwóch nieudanych małżeństwach i wreszcie tragicznie przerwanej wielkiej miłości poświęca się całkowicie wychowywaniu ukochanego syna, którego urodzenie stanowi jedyny promień szczęścia w jej ponurym PRL-owskim życiu. W końcu jednak znajduje spełnienie w Ruchu „Solidarności”, poświęcając się bez reszty bezkrwawej walce o wyzwolenie ojczyzny.
Po zwolnieniu Ewy z koszmarnego więzienia, w którym była internowana, bezpieka postanawia uczynić z niej wtykę w organizacji podziemnej. Gdy nic z tego nie wychodzi wtrąca ją do szpitala psychiatrycznego. Po odbyciu upiornej „kuracji” kobieta postanawia wyemigrować wraz z synem na Zachód. Jednak paszport znika w nocy z jej mieszkania. Jest to sprawka młodego ambitnego porucznika bezpieki, który przesłuchiwał ją w więzieniu. Kiedy zjawia się u niego z żądaniem zwrotu paszportu, pokazuje jej on zobowiązanie do współpracy, napisane jej charakterem pisma. Kobieta nie pamięta, czy istotnie podpisała je, gdy załamała się psychicznie, czy też funkcjonariusz je podrobił. Gdy za sprawą interwencji biskupa udaje się jej odzyskać paszport, potrąca ją samochód.
W szpitalu nawiedza ją przedziwny sen. Sen, który przyśnił się jej po raz pierwszy przed laty w dniu, w którym zorientowała się, że jest w ciąży. Obudził on w niej wówczas marzenia o szlachetnie urodzonym ojcu i życiu w innym pięknym, arystokratycznym świecie, powodując obrzydzenie do PRL-owskiej szarej rzeczywistości i środowiska, w którym przyszło jej egzystować. Sen ów wywołał w niej również przekonanie, że to nie tylko bezpieka jest jej wrogiem, ale że istnieje jakiś niematerialny, duchowy przeciwnik.
Leżąc na szpitalnym łóżku i czekając na odwiedziny matki, gorzko wspomina wszystkie życiowe niepowodzenia. Ostatecznie jednak jej nieuchwytny wróg okazuje się w pewnym sensie przyjacielem. Gdyby bowiem nie wypadek i pobyt w szpitalu wyemigrowałaby do Stanów, chociaż chciała wyjechać do Francji, gdyż uwielbiała śródziemnomorską kulturę, znała język i zawsze marzyła, by ten kraj zwiedzić. Niestety w ambasadzie powiedziano jej, że załatwienie formalności zajmie sporo czasu, gdy tymczasem ona obawiała się, że porucznik będzie ją coraz brutalniej zmuszał do współpracy, załatwiła więc błyskawicznie emigrację do Stanów. Jednak pobyt w szpitalu po wypadku przedłużył jej obecność w Polsce. Ma zatem nadzieję, że teraz uzyska możliwość osiedlenia we Francji. Poddaje się marzeniom o życiu w tym pięknym kraju, gdy do pokoju wchodzi jej matka. Staje przy jej łóżku i wybucha płaczem, wyjawiając zagadkę jej snów i marzeń o wspaniałym ojcu i życiu w innym świecie.