Zakończenie pierwszego tomu "Parabellum" było urwaną akcją, czytelnikowi pozostało tylko masa pytań. I oczywiście, oczekiwanie na to, co będzie dalej. Mnie najbardziej korciło, żeby dowiedzieć się co będzie z wątkiem o Christianie Leitnerze oraz jego relacji z Marią i Staszkiem. To najbardziej mnie ciekawiło. Nie będę ukrywać, że wujek Marii, ta ciężka postać - nie tyle jeśli chodzi o tuszę, a o charakter - zaczął być dosyć podejrzany, owiany jakąś tajemnicą, zbrodnią. Miałam nadzieję, że wszystko wyjaśni się w "Horyzoncie zdarzeń".
Czytało się szybko, było mi tak swojsko. Język nie wymagał szczególnej koncentracji, płynęłam sobie po kolejnych zdarzeniach. Leitner nie przestał mnie zadziwiać, a jego upór w znalezieniu Marii jest dla mnie nadal nieodkryty. Dlaczego? Czyżby miłość ? To wydaje się za proste... Honor? Być może, ale....
Ten wątek wyłamuje się mocno z całej książki. Jest tutaj coś innego, coś niespodziewanego. Zagadka podwójna, dla bohaterów i dla czytelnika.
Leitner jest szantażowany przez wujka Marii. Pikanterii dodaje fakt, że porwał żonę Christiana oraz syna. Tylko, że to okazuje się fikcją, bo to inny zbrodniarz tego dokonał...Ale być może mój ulubieniec już się tego nie dowie...
Autor używa Marii i Staszka do pokazania, jaka jest wojna. Tego nie sposób pominąć w tego rodzaju książce. Widzimy, jak Staszek musi zabić w obronie narzeczonej. Ich emocje, gdy ludzie, u których szukali pomocy, spiskowali przeciw nim. Co musieli czuć, gdy nieśli na rękach małego chłopca, który mógł w każdej chwili umrzeć. Szczególne zmiany widać u Staszka. Kiedy dociera do Francji uświadamia sobie, że w Warszawie jest jego ojczyzna, jego rodzina. Jest mężczyzną, powinien walczyć...Rozmyślania na ten temat przerywa atak ze strony prześladowcy...
Przenosimy się do pociągu, pociągu towarowego, gdzie w ciasnym wagonie przetrzymywane są dziesiątki ludzi. W tym partyzanci z poprzedniej części. Nieważne są ich imiona, bo prawie zapominają o tym, kim są. Bez jedzenia, bez picia, bez kąpieli. Stłoczeni w ciasnym pomieszczeniu, pełnym smrodu i ludzkich odchodów. Starają się zachować człowieczeństwo, gdy ludzie obok jedzą ciała innych, załatwiają się na stojąco. Nie da się wyjść, nie chce się wyjść. Płomyk nadziei tli się w szczelinie w suficie, przez którą widać niebo, przez którą napływa minimalna ilość czystego powietrza...Pewnego dnia powieki nie chcą się otworzyć...
I szaleniec, który ich uwalnia. Ten bohater mocno mnie zadziwił. Uratował grupę polskich żołnierzy, jednemu odrąbał nogę - dla zdrowia oczywiście, a na koniec z nimi uciekł. A to wszystko z uśmiechem na ustach. Naprawdę. Ten Rosjanin traktował to jak prześwietną przygodę życia. Wyobrażacie sobie coś takiego?
Zakończenie podobne do pierwszego tomu. Gdy najwięcej się dzieje, autor ucina książkę. I każe czekać na następny tom. Bohaterami ostatnich stronic są oczywiście Maria, Staszek i Leitner...
Czytało mi się szybko, było neutralnie. Ani mnie nie porwało, ani nie zaskoczyło, Po prostu kontynuacja. Były momenty emocji, jednak było to głównie zdziwienie. Niektóre rozwiązania są mocno nietypowe...
Jeśli się powiedziało A, trzeba powiedzieć B. Znasz tom pierwszy, poznaj i drugi. Raczej na tej zasadzie będę kontynuować serię. Dla Leitnera przeczytam wszystko. Czekam na tom trzeci. Polecam tym, którzy znają "Prędkość ucieczki".