Tytuł: Pan Romantyczny
Autor: Leisa Rayven
Cykl: Masters of love
Data wydania: 2019-10-16
Liczba stron: 380
Wydawnictwo: Niezwykłe
Kategoria: literatura obyczajowa, romans
Max Riley jest facetem z twoich snów. A przynajmniej będzie nim za odpowiednią cenę. Jego alter ego, Pan Romantyczny, to zabójczo przystojny mężczyzna do towarzystwa, który realizuje romantyczne fantazje – randki, które potrafią zawrócić w głowie. Nowojorska śmietanka nie może się nim nasycić. Nieważne, czy kobiety pragną dominującego milionera, niegrzecznego chłopca o złotym sercu, gorącego kujona, seksownego motocyklisty czy najlepszego przyjaciela – Max odegra każdą rolę, ale własną tożsamość pragnie zachować w sekrecie. Wówczas na scenę wkracza dziennikarka śledcza Eden Tate. Gdy od rozkochanej klientki docierają do niej słuchy o miejskiej legendzie, jaką jest Pan Romantyczny, Eden postanawia napisać zjadliwy artykuł demaskujący Maksa oraz jego zdolność do wyłudzania pieniędzy od samotnych, bogatych dam. Zdesperowany mężczyzna, by chronić tożsamość zarówno swoją, jak i klientek, proponuje Eden trzy randki. Jeśli kobieta się w nim nie zakocha, pozwoli jej swoją historię. Natomiast jeżeli podda się urokowi Maksa, będzie musiała zapomnieć o sprawie. Cyniczna dziennikarka nie ma wątpliwości, że oprze się granym przez niego romantycznym postaciom, ale kiedy prawdziwy Max przyznaje, że coś do niej czuje, musi ocenić, czy profesjonalny kłamca mówi prawdę, czy pełen pasji mężczyzna z tajemniczą przeszłością to kolejna z ról, którą odgrywa, żeby ją oszukać i odwieść od napisania artykułu.
Mimo tak zachęcającego opisu otrzymałam coś różnego z moimi wyobrażeniami. Całość pisana jest z punktu widzenia panny Tate – mającej problem z alkoholem i lubiącej każdą kolejną noc spędzić z innym mężczyzną. Ma ambicje, by osiągnąć w swoim zawodzie wiele, ale nie ma pojęcia, jak tego dokonać. Napisanie artykułu o Panu Romantycznym ma być przepustką do rozwoju jej kariery. Nie mamy opisów z punktu widzenia Maxa, co dla mnie jest brakiem, niedopełnieniem historii. Nie tylko bohaterce, ale i czytelnikowi jest trudno uwierzyć w jego czyste intencje, bo nie mamy możliwości bliżej go poznać. Kolejną rzeczą, która mnie męczy do teraz jest pisownia imienia mężczyzny - autorka raz zapisuje je przez „x" innym razem „ks" – według mnie to błąd. Leisa Rayven proponuje nam lekką zamianę ról, w której to kobieta nie stroni od seksu, a mężczyzna (toretycznie z głową na karku) błaga o miłość. Niestety fabuła jest bardzo przewidywalna. Pojawiają się rzeczy tak oczywiste, że trudno nie domyślić się finału. Coś co miało być wielką tajemnicą, wychodzi na jaw przy setnej stronie. Całość przypomina Hitch z Willem Smithem. Moja ocena to 6/10, bo książka nie jest zła, lecz oczywista. LubimyCzytać.pl 7,5/10; Goodreads 4,2/5; Biblionetka 4/6; Empik 4,4/5.