Hubert Meyer już po raz dziewiąty musi zmierzyć się z gustami swoich czytelników. Tym razem Katarzyna Bonda postawiła na zbrodnię w podwarszawskich Łomiankach i choć ogień już był motywem przewodnim jednej z jej książek („Lampiony” z cyklu o Saszy Załuskiej) to tym razem Autorka zwraca uwagę na coś innego.
Nad Wisłą w spalonym samochodzie zostają odnalezione zwłoki popularnego biznesmana. Sprawca zadbał dokładnie o to, aby pozostać nieuchwytnym. Zaminował pole dookoła auta, czym niemal wysadził w powietrze techników, którzy uwijali się przy zwłokach. Sprawie nie pomaga fakt, że ofiara była naprawdę znana i to w dodatku nie tylko z prowadzenia trafnych interesów, ale także z licznych romansów. Wdowa po nim dostarcza ekipie tzw. spis cudzołożnic. Każda z tych kobiet lub osoby z ich otoczenia miały motyw, aby pozbyć się wiarołomnego Portugalczyka. Hubert stara się jak może, ale pracę utrudnia mu fakt, że złapał jakąś paskudną grypę a w dodatku prokurator poprosił o opinię jego największego rywala. Marcel Lisowski przygotowuje profil, w którym sugeruje samobójstwo a wszyscy natychmiast to podchwytują. Sprawa ma zostać szybko zamieciona pod dywan z najwygodniejszym dla służb rozwiązaniem. Meyer jednak zupełnie w to nie wierzy, tym bardziej, że w podobnych okolicznościach ginie także nieco umoczony tamtejszy policjant.
Ten tom o znanym profilerze różni się nieco od innych. Pani Kasia postawiła tym razem na rozbudowanie wątku obyczajowego, pojawia się motyw rywalizacji, a także myśl o tym, że mordercą może zostać chyba każdy. Poznajemy rodzinę ofiary, jego kochanki, ale nie ma bardzo makabrycznych opisów samej zbrodni. Nawet Meyer nie skupia się tym razem na miejscu znalezienia ciała tylko na relacjach, jakie panowały między ofiarą a jego znajomymi.
Poznajemy też nową bohaterkę i choć Pani Kasia zapowiadała, że jest to niespodzianka dla stęsknionych za prokurator Weroniką Rudy to nie jestem pewna czy Alinie uda się zająć jej miejsce w sercach czytelników. Czas pokaże. Zwykle jestem dość sceptycznie nastawiona do żeńskich bohaterek i ciężko mnie do nich przekonać. Póki co poza tym, że Alina zrobiła wrażenie na Meyerze trudno cokolwiek o niej powiedzieć.
Profiler udowodnił po raz kolejny, że mimo wszelkich przeciwności jest skuteczny. Nawet jeśli cierpi z powodu grypy, a czasem nawet może się wydawać postronnym lekko niespełna rozumu ;) i choć domyśliłam się sprawcy dość szybko to chyba nawet nie o to chodziło, aby ukrywać jego tożsamość do samego końca. Sama Autorka szybko odkryła karty, co tylko wzmogło niepokój u czytelnika, gdyż finał opowieści naprawdę był emocjonujący. I choć wątek w epilogu może być nieco rozczarowujący, (jak mówiłam – nie lubię sprawców wyskakujących jak filip z konopi. Lubię mieć z nimi do czynienia od początku i nawet się nie domyślać, że to oni), pozostaje mieć nadzieję, że Meyer do niego powróci.
Ucieszyła mnie wiadomość o dziewiątej części przygód Meyera i cieszyłam się jej lekturą. Mam nadzieję, że Pani Kasi po głowie chodzi już kolejny tom.