Czy macie książkę lub serię, od której macie ochotę uciekać od razu jak tylko zobaczycie kolejny tom na półce w księgarni? Taka jest właśnie moja reakcja na Pamiętniki wampirów Lisy Jane Smith. O ile pierwszy tom mi się nawet podobał, to z kolejnymi było już dużo gorzej, ale od początku…
Lisa Jane Smith to amerykańska autorka, która zasłynęła w Polsce i na świecie dzięki właśnie powyżej wymienionej serii. Na swoim koncie pisarskim ma dwa cykle, które zostały przeniesione na mniejszy ekran w postaci serialu, a także trylogię i kilka krótszych opowiadań. Jej proza głównie skierowana jest do nastoletniego grona czytelniczego. Pieśń księżyca to szósty (w nowym wydaniu) lub dziewiąty tom (po staremu), jak kto woli.
Elena nie może się doczekać, kiedy wreszcie opuści Fell’s Church i zostawi przeszłość za sobą. Razem ze znajomymi i ukochanym Stefano jadą do Dalcrest. To właśnie w tamtejszym college poznali się i pokochali jej rodzice. Dziewczyna ma nadzieję, że czas, jaki tam spędzą będzie przełomowy w ich życiu, nie wie tylko, co począć z uczuciami żywionymi wobec Damona. Zwłaszcza, że chłopak bardzo się zmienił po swoim zmartwychwstaniu. Wszystko jednak zaczyna się toczyć zupełnie innym torem, kiedy na kampusie zaczyna dochodzić do nietypowych i częstych morderstw. Po raz kolejny przyjaciele muszą się sprzymierzyć i rozwikłać tę tajemniczą sprawę.
Czy wyłapaliście w opisie pewien jej element, który skutecznie może zagrać na nerwach czytelnikowi… No właśnie. Po raz kolejny chodzi o dziwne zmartwychwstanie, chociaż przecież bohater, był naprawdę martwy i jego rola w powieści definitywnie się ucięła. Niestety tak powinno być w normalnej fabule, ale w historiach pani Smith jest zupełnie na odwrót. Takie nietypowe powroty są na porządku dziennym i nie ważny jest fakt, że często wygląda to naprawdę absurdalnie. Rozumiem, że to literacka fikcja, ale proszę was, w każdej fikcji powinna być namiastka realności. U L. J. Smith na siłę również byśmy się jej dopatrzyli, ale jednak całkowicie zganiana jest ona w kąt, aby było więcej miejsca dla absurdu.
Akcja również nie zachwyca. Jest monotonna i strasznie usypiająca. Chociaż jest w niej niby kilka momentów, które chyba powinny ją ożywiać, a u czytelnika wywołać dreszcz grozy, ale jak dla mnie to nie zasługują one nawet na gęsią skórkę. W moim przypadku wywoływały po prostu wybuchy śmiechu swoją niedorzecznością i nierealnością.
Podsumowując. Pieśń księżyca jest tak banalną i niedorzeczną książką, że aż nie znajduję więcej słów na jej temat, bo wszystko, co ważne znajdziecie powyżej. Nie wiem ile w tym winy tego, iż powieść napisana była, przez kogo innego, a autorka tylko sygnuje ją swoim nazwiskiem, aby zrobić darmową reklamę. Odradzam tę powieść każdemu, bez wyjątku.