Na pewno po obejrzeniu Opowieści z Narni spodziewałam się czegoś całkiem odmiennego. Książka mnie mile zaskoczyła. Przede wszystkim nie jest gruba, bo ma niecałe 200 stron, a do tego liczne rysunki pani Pauline Baynes umilają czas spędzony z książką. Zaraz po karcie tytułowej i niewielkiej mapce natknęłam się na dedykację w formie krótkiego liściku. Autor pisząc Kroniki Narnijskie myślał o swojej chrześnicy Lucy Barfield, która była pierwowzorem dla postaci Łucji. Jak się również dowiadujemy, zanim pan Lewis ukończył swoje dzieło, dziewczynka zdołała dorosnąć, choć tu muszę się nie zgodzić z autorem, gdyż nawet dorośli lubią czytać bajki. Dedykacja ta wyjaśnia nam również, dlaczego ta książeczka jest napisana tak a nie inaczej. Charakteryzuje ją bardzo prosty styl wypowiedzi, a czytając ją ma się wrażenie, że obok nas siedzi nasz dziadek i opowiada nam bajkę. Nie znajdziemy tu rozległych opisów czy też wątków, które zmuszałyby nas do głębszej refleksji. Dlatego też z pewnością każdy młodszy czytelnik zostanie "wciągnięty" przez świat Narnii.
Gdy pierwszy raz zatapiamy się w lekturze poznajemy czwórkę dzieci: Piotra, Zuzannę, Edmunda i Łucję. To właśnie oni przez przypadek trafiają do baśniowej krainy - Narnii, i to w sposób bardzo zabawny, gdyż chowając się w starej szafie, która okazuje się magiczną bramą do tej krainy. Na swojej drodze bohaterowie spotykają mówiące zwierzęta i różne baśniowe stwory. Okazuje się również, że to oni są wybawieniem dla Narnii i mają z niej ściągnąć klątwę panowania Złej Białej Czarownicy. Niestety wszystko się komplikuje, gdy na jaw wychodzi zdrada jednego z braci - Edmunda. Na szczęście pojawia się postać Aslana - lwa, który jest kolejnym symbolem dla Narnijczyków i daje im nadzieję na odzyskanie wolności i powrotu wiosny po przeszło 100 latach zimy.
Z łatwością dostrzegamy tu walkę Dobra ze Złem. Na przykładzie Edmunda możemy wysnuć morał, że chciwość nie popłaca i nie warto być złym, ponieważ Dobro zawsze zwycięża. Dzięki temu książka jest bardzo atrakcyjna dla młodszego czytelnika, który dopiero uczy się odróżniać te dwie strony.
Wydarzenia bardzo szybko następują po sobie, od rozmowy w domku Bobrów, przez spotkanie Świetego Mikołaja, po dotarcie do obozu Aslana i walkę ze Złą Czarownicą. Jest również moment, w którym poleciało kilka łez, co jest dużym plusem dla historii. Oczywiście na końcu triumfuje Dobro. Dzieci według przepowiedni zostają królami i królowymi. I pewnie ich panowaniu nie byłoby końca, bo kto raz został królem Narnii, na zawsze nim pozostanie, gdyby nie przypadkowy powrót do starej szafy, a tym samym powrót do Świata Ludzi.
Podczas czytania krótkiej notki biograficznej autora natknęłam się na pewną ciekawostkę. Otóż pan Lewis podczas pracy w Oksfordzie należał do grupy Inklingów, zrzeszającej pisarzy m. in. Tolkiena. Obaj pisarze nie raz spierali się o kształt Narnii, którą Tolkien uważał za zbyt prostą.
Kroniki Narnijskie powstawały w latach 50' i już wtedy cieszyły się dużą popularnością. Po ponad 50 latach nadal mają spore grono fanów na całym świecie. Jest to również zasługa adaptacji filmowej w reżyserii Andrew Adamsona z 2005 roku. I tu muszę dodać, że mamy do czynienia z rzadką sytuacją, kiedy film jest równie dobry jak książka, a nawet lepszy. Kto jeszcze nie miał do czynienia z tą historią, szczerze zachęcam do przeczytania książki. Swoją nabyłam na wyprzedaży w Carreefourze za 5 zł :D Czekam tylko na kolejne takie wyprzedaże, aby skolekcjonować wszystkie części.