Jako czytelniczka "wychowałam się" na książkach Henninga Mankella, których kolekcja do dziś zdobi moją domową biblioteczkę. Ceniłam autora za umiejętność budowania ciekawej intrygi kryminalnej oraz za ukazywanie w swoich powieściach czegoś więcej niż tylko śledztwo i pogoń za mordercą. Z wnikliwością ukazywał on problemu współczesnej Szwecji takie jak regularny napływ fal imigrantów, rozluźnienie więzów społecznych czy też samotność, dotykająca coraz większą liczbę osób niemogących poradzić z tą sytuacją.
Niestety w kolejnych latach skandynawski kryminał zaczął ewoluować w stronę, która daleka była od tego, do czego przywykłam zaczytując się w książkach Henninga Mankella. Pojawiło się epatowanie przemocą, brutalnością i ilością ofiar zabitych w okrutny i wymyślny sposób. Ten trend szybko zresztą przyjął się na całym świecie, nad czym boleję po dziś dzień.
Na szczęście od czasu do czasu zdarza się, że sięgam po książkę, której autor nie idzie z prądem i swą twórczością nawiązuje do czasów kiedy kryminał nie oznaczał krwawej jatki a o jego wartości świadczyła sprawnie poprowadzona intryga, którą charakteryzowała logika, o której wielu współczesnych twórców zdaje się zapominać.
Taką pozycją jest książka "Pamięci mordercy" dwójki szwedzkich autorów Pascala Engmana i Johannesa Selåkera której akcja rozgrywa się w Szwecji ogarniętej podnieceniem w związku z trwającym w Stanach Zjednoczonych mundialu. Tę euforię na chwilę przerywa brutalna strzelanina w Falun, gdzie od kul szaleńca ginie kilkanaście osób. Tej samej nocy policja znajduje też zwłoki młodej kobiety, która jednak nie zginęła od kuli. Została ona uduszona i zgwałcona. Okazuje się, że nie jest to jedyna ofiara zabita w ten sposób w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Podobno zbrodnie miały miejsce w innych rejonach kraju a ofiarami były młode imigrantki. Pozwala to od razu wysnuć hipotezę, że stoją za tym neofaszyści, rosnący w siłę i nie kryjący się ze swoimi poglądami. Tropem tym, który szybko okazuje się ślepą uliczką podąża policjant Tomas Wolf. To człowiek pogubiony, stojący na rozstaju dróg jeśli chodzi o jego życiu uczuciowe i żyjący z brzemieniem swojej przeszłości. W śledztwie pomaga mu bystra dziennikarka Vera Berg, sama też starająca się uporać z własnymi demonami. Ta dwójka szybko natrafia na trop znanego aktora, który szybko staje się głównym podejrzanym w tej sprawie. Jednak szybko okazuje się, że w tym śledztwie nie nie jest takie, jakim się wydaje.
Czytając "Pamięci mordercy" poczułam się jakbym wróciła do starych dobrych czasów, kiedy to kryminał był książką, która pochłaniała uwagę czytelnika i zachęcała go do aktywnego włączenia się w prowadzone śledztwo. Jest zagadka, jest śledztwo (wielowątkowe i nie raz podążające w ślepą uliczkę) i jest w końcu rozwiązanie, które nie bierze się znikąd. Niby oczywiste, niby proste a tylu współczesnych pisarzy niezbyt ma to na uwadze, racząc nas historiami wyssanymi z palca, gdzie nie liczy się logika a hektolitry krwi lejącej się na kartach powieści. Polecam tę pozycję osobom tęskniącym do dobrej literatury kryminalnej.