Dlaczego sięgamy po taki gatunek, jakim jest autobiografia? Na świecie żyją miliardy ludzi, każdy z nich coś przeżył i każdy z nich mógłby opowiedzieć swoją historię, co większość zapewne skwitowałaby wzruszeniem ramion, bo przecież każdy z nas żyje. A mimo to czytamy ten typ książek. Powody mogą być różne, tak jak różne są autobiografie. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że wszystko sprowadza się do jednego - poszukujemy siebie.
Imponują nam wielcy tego świata. Piosenkarze, piłkarze, malarze i inni "arze". Politycy, prezydenci, kapłani. Ludzie żyjący na oczach innych, ludzie żyjący w kompletnym osamotnieniu. Zachwycamy się ich poczynaniami (mniej lub bardziej godnymi zachwytu), a w głębi duszy, obok zazdrości, pojawia się to przeogromne, nieuleczalne pragnienie, by ów obiekt podziwu, szacunku był tak naprawdę kimś takim jak my. Aby cierpiał na to samo, na co my cierpimy codziennie, otwierając rano i zamykając wieczorem oczy.
I wtedy wpadamy na autobiografie. Ciągnie nas do smaczków, o których się głośno nie mówi. Do kontrowersyjnych czy pikantnych szczegółów cudzego życia, bo przecież jesteśmy tylko ludźmi i prawda, choć bardzo brutalna, jest taka, że lubujemy się w zaglądaniu do cudzych łóżek. Ale podczas przygody z autobiografią zaglądamy też go cudzego umysłu. Dowiadujemy się, co i kiedy ktoś sobie pomyślał. Dlaczego sobie pomyślał. Co było skutkiem tego, że sobie pomyślał. Następnie zadajemy sobie pytanie: co ja bym pomyślał, będąc w takiej sytuacji?
Gdy tak stawiamy się na miejscu drugiego człowieka - ubóstwianego, wyidealizowanego, nieosiągalnego bytu - i przeżywamy wraz z nim rozterki, radości, przypływy złości oraz szczęścia, nagle doznajemy olśnienia. Nagle pojawia się ta długo wyczekiwana chwila. To my. To my sami, patrząc na cudze życie z bliska, widzimy w nim nasze życia. Każdy z osobna. Każdy z nas może przejrzeć się w Paulu Austerze i jemu podobnych. Tak bardzo pragniemy, żeby oni byli podobni do nas, a kiedy już moment uświadomienia nadchodzi, nigdy nie jesteśmy na to gotowi. I towarzyszy nam raczej smutna refleksja niż radość. Może dlatego, że bardziej widzimy siebie w innych, gdy oni cierpią? Bo może tak naprawdę dopiero wtedy chcemy się przyglądać? A może dlatego, że dopiero wtedy obnażamy również siebie i stoimy naprzeciwko siebie nadzy - autor i czytelnicy. On obnażający się przed nami, my - przed samymi sobą.