Dobro i zło – czy wybierają sobie osoby, które obdarowują przywilejami lub karcą pechem? Bohater książki Jana Godlewskiego „W czarnej zimnej wodzie” uważa, że „(…) los nigdy nie dał mu wybierać między dobrem, a złem, zawsze tylko między różnymi rodzajami zła. Jakby dobre rzeczy nie były dla niego stworzone”[*]. Kiedy przyjrzymy się jego życiorysowi, odniesiemy wrażenie, że wisi nad nim jakieś fatum. Jako młody chłopak musiał zmierzyć się z odrzuceniem i śmiercią bliskiej osoby. Wkroczył na przestępczą ścieżkę, a kiedy po odsiedzeniu wyroku, wydaje mu się, że odciął się od przeszłości i wszystko zaczyna się układać, kolejna kłoda pada mu pod nogi – poważna choroba. Aby zdobyć pieniądze przyjmuje ostatnie zlecenie. Niespodziewanie będzie ono pretekstem do poznania przeszłości swojej rodziny. Historii brutalnej, zaskakującej, smutnej.
Powieść „W czarnej zimnej wodzie” to kryminał. Podkreślam to nie bez powodu. Na początku czytania bardzo trudno stwierdzić, o co może chodzić w tej książce. Dostajemy kilka obrazów z powięziennego życia Kacpra – głównego bohatera. Są one przetkane wizjami wywołanymi chorobą czy też snami dręczonego umysłu i wypowiedziami bliżej nieokreślonej postaci, która nawiązuje do wydarzeń na długo przed narodzinami byłego przestępcy. Musimy trochę odczekać, aby wgryźć się w kryminalną intrygę, a tak naprawdę trzeba przeczytać tę książkę do końca, aby zrozumieć początek. Jan Godlewski zatacza fabularne koło, udowadniając jak doskonale przemyślał i zaplanował swój tekst. Zagranie nieco ryzykowne – miałam taki moment, że chciałam odłożyć tę powieść – ale cierpliwość czytelnika zostanie wynagrodzona. Kiedy koło wydarzeń zostanie puszczone w ruch nie przestają one nas zadziwiać.
Co, w takim razie, jest tematem tej powieści? Sadyzm, ale w innej formie niż zazwyczaj jest przedstawiany w kryminałach. Pewnie pierwsze skojarzenie większości z was to obraz psychopaty, który torturuje swoje ofiary. W „W czarnej zimnej wodzie” mamy opisaną bardzo subtelną odmianę sadyzmu. Przypadek oprawcy, o którym wszyscy sąsiedzi twierdzą, że był to bardzo pomocny człowiek, a nagle wychodzi na jaw, że między innymi uwielbiał łapać ptaki i wykuwać im oczy albo w ramach kary przywiązywał dziecko do kaloryfera. Były to rzeczy codzienne, mogące zostać określone jako niska szkodliwość społeczna, jednak mamy tu do czynienia z chorym umysłem, który lubuje się w zadawaniu bólu. I o ile o powieści nie mogę powiedzieć, że to brutalny kryminał – bo patologiczne zachowania są dość długo przed nami ukrywane – to jej atmosfera jest mroczna, dusząca i osaczająca czytelnika, niczym topielca ciemna woda.
Jan Godlewski napisał wciągającą powieść, aczkolwiek zrobił to w sposób bardzo ryzykowny. W przeciwieństwie do pisarzy popularnych kryminałów, nie zarysowuje problemu na samym początku. Pozwala czytelnikowi szukać wraz z głównym bohaterem i razem z nim przetrawiać odkryte fakty. Przyznam, że czytając tę książkę przeszłam od znudzenia, po zachwyt. Im dłużej towarzyszyłam Kacprowi w jego podróży tym szerzej otwierałam oczy, a na końcu moja szczęka wylądowała na podłodze. Myślę, że to wynagradza mozolny początek.
[*] Jan Godlewski, „W czarnej zimnej wodzie”, wyd. Oficynka, Gdańsk 2020, s.57.