"Ostatni szaman Pomorza" autorstwa Franciszka Szczęsnego to książka bardzo interesująca. Jest to powieść historyczna, która bardzo szybko wciąga czytelnika i przenosi w świat przełomu XIII i XIV stulecia, gdy zakon krzyżacki zagarnął i podporządkował sobie Pomorze Gdańskie. Mogłoby się wydawać, że w tym regionie od kilku stuleci panowała już religia chrześcijańska i Krzyżacy nie będą musieli nawracać tubylców na swą "jedynie słuszną" wiarę. Cóż, świat bywa miejscem zaskakującym, bowiem w sercu pomorskiej głuszy, tętni kult starożytnych bogów słowiańskich. Choć nie jest już tak potężny jak niegdyś, to i tak budzi grozę wśród jego wyznawców, a nawet rycerzy, którzy mają walczyć z tym zabobonem...
Główny bohater książki to Obisław, który uczył się roli szamana-kapłana słowiańskiego kultu. Ten 9-latek doskonale wprawiał się w ziołolecznictwie (co w przyszłości kilka razy miało uratował mu życie), zapoznał się z tajnikami ceremonii kultowych, a także funkcjonowanie instytucji szamana wśród ludności słowiańskiej. Zanim jednak zdołał posiąść "święcenia" kapłańskie, świat młodzieńca legł w gruzach. Nieoczekiwanie władzę nad Pomorzem zdobyli Krzyżacy, którzy zamiast przyjść z pomocą przeciwko najazdowi Brandenburczyków, sami zagarnęli władzę. Zakonnicy spod znaku czarnego krzyża zaczęli bezwzględnie tępić wszelkie przejawy bałwochwalstwa. Tak więc rycerze zakonni zagościli do wsi Obisława, paląc na stosie jego ojca, katując starego i jedynego szamana, niszcząc kultowy kam (miejsce odprawiania obrządków słowiańskich) i uprowadzając mieszkańców wioski. Obisław, który przypadkiem przebywał gdzie indziej, pozostał sam. Przez rok mieszkał w jamie, żyjąc jak dzikus, aż przypadkiem został wykryty przez braci zakonnych, którzy przybyli zobaczyć, czy dawny ośrodek pogaństwa nie odżył. Aby przeżyć, młodzieniec musiał przybrać chrześcijańskie imię Jan i stać się wyznawcom Chrystusa, przynajmniej w teorii. Chłopak dostaje się następnie do komturii w Elblągu, gdzie odbywa szkolenie na giermka. A jest to ciężka szkoła życia – obskuranccy rycerze pochodzenia niemieckiego, niemiłosiernie gnębili przyszłych giermków. Zresztą, jeden z oprawców został szybko usunięty przez niedoszłego szamana... Jak? To musicie doczytać sami.
Na szczęście dla naszego bohatera, bardzo szybko okazało się, iż Obisław-Jan posiada niezwykłe talenty – ma sprawny umysł, którym wszyscy się zachwycają – jak nikt inny uczy się łaciny i języka niemieckiego, w lot pojął również tajniki budowania młynów, zamków czy budowy systemów irygacyjnych, nie mówiąc już o poradach medycznych, którymi raczył swoich przyjaciół. Mając do wyboru dalszą ścieżkę życia – kapłana zakonnego, rycerza, lekarza lub budowniczego – wybrał to ostatnie. Pod okiem wprawnego majstra Holendra, przyczynił się do rozbudowy potęgi gospodarczej państwa krzyżackiego. Równocześnie powrócił do swej roli szamana, co o mało nie zakończyło się dla niego tragicznie.
W książce zafascynowało mnie kilka rzeczy. Po pierwsze – świetna fabuła. Po drugie – piękny język literacki, rozbudowane opisy przyrody i odczuć głównego bohatera. Po trzecie – i to chyba przede wszystkim – dobra znajomość wykorzystania ziół w leczeniu. W tekście znaleźć można liczne przepisy-recepty, jakimi ludność słowiańska posługiwała się lecząc ludzi. Nie wspomnę tu o rdzennie słowiańskich nazwach ziół, co dla mnie stanowi czystą magię. Po czwarte – bohater co rusz wikła się w kabały. To swą dociekliwością podpada zakonnikom; innym razem zostaje schwytany podczas odprawiania obrzędów pogańskich, i dzięki sprawnemu umysłowi, wychodzi z tego cało, ratując przy tym innych ludzi. Sylwetka Obisława-Jana jest czymś bardzo wciągającym, i sądzę, że każdemu przypadnie do gustu.