Sięgając po książkę nie sposób nie patrzeć na jej okładkę. Czasem jest ona nawet jednym z czynników, przez które w ogóle zainteresowaliśmy się daną pozycją. Jedni w ogóle nie zwracają uwagi na to jaką obwolutę posiada książka jaką czytają, inni natomiast przyglądają się jej dokładnie i szukają związków pomiędzy obrazami na niej i w niej. Mnie osobiście okładki zawsze w jakiś sposób intrygują, a zwłaszcza takie które przedstawiają tajemniczą scenerię, która zapowiada intrygującą historię. Takie obwoluty sprawiają, że człowiek jeszcze zanim zagłębi się w książkę, czuje dreszczyk podniecenia i ekscytacji. I taka właśnie jest oprawa „Pieśń czasu. Podróże” wydanej przez MAG.
Jak się jednak zarysowuje treść? Całość można podzielić na dwie osobne części, gdzie jedną tworzy zbiór 9 opowiadań, a drugą historia przedstawiana przez umierającą skrzypaczkę.
Nie umiem, nie chcę i nie podejmę się streszczenia wam treści tych niezwykłych tekstów, gdyż jedyne co mogę przez to uzyskać, to ich okaleczenie. Niektóre z nich są krótsze, niektóre dłuższe, lecz każde zdecydowanie niepowtarzalne. Wątki nawiązują do tajemniczych, nowych i nieznanych miejsc, a także do ludzi, którzy starają się w jakiś sposób funkcjonować i przystosować do wszystkich zesłanych im przez los sytuacji. Bohaterowie opowieści są przedstawieni w różnorodny sposób, lecz życie każdego z nich jest w równym stopniu ciekawe oraz pełne zaskakujących sytuacji, które nie pozwalają czytelnikowi oderwać się od ich historii.
MacLeod stworzył nieprawdopodobne światy w których roi się od magii, technologii oraz ludzkiego cierpienia. Nie powiem, żeby to była optymistycznie oddziałująca na człowieka książka. Nie czyta się jej też szybko i przyjemnie, co spowodowało, że sięgałam po nią kilkakrotnie. Wyobrażenie sobie tego wszystkiego co autor napisał też uważam za wyzwanie, dlatego jeżeli sięgniecie po tę pozycję, dajcie sobie czas, aby móc delektować się każdym słowem, gdyż pod względem językowym autor jest literackim geniuszem.
„Pieśń czasu. Podróże” nie jest książką, którą poleciłabym każdemu. Ciężka i przytłaczająca momentami atmosfera oraz sporo niejasności mogą zniechęcić do dalszego zapoznania się z dziełem MacLeoda. Cały wolumin pełen jest emocji, melancholii oraz refleksji. Nie jest to książka, którą można przypisać do jednego gatunku, gdyż autor stworzył swoistą mieszankę kilku, która według mnie była troszkę za ciężka i przytłaczająca, ale dla tych, którzy szukają czegoś nowego w literaturze jest idealnym rozwiązaniem.