Pułapka rajskiej wyspy
Michał Rozkrut
„Niewiarygodne, ile radości może komuś dać dobrze przemyślane kłamstwo”
Czasami los potrafi tak nami pokierować, że jedyne co można zrobić, to uciec. Jednak czy jest możliwa ucieczka przed przeszłością? O tym przekonuje się bohater powieści „Pułapka rajskiej wyspy”
Michał Rozkrut zadebiutował w 2011 roku dziełem „Mroczne wzgórze. W 2015 roku zaprezentował światu „Mistrza życia”. Uważa, że pisarz musi być człowiekiem renesansu, dlatego kolekcjonuje wspomnienia i przygotowuje się merytorycznie do każdego dzieła. Czytelnicy cenią go za nietuzinkowe pomysły, przyjemny w odbiorze warsztat i niekiedy zabawę konwencją. (opis z lubimyczytac.pl)
Sięgnęłam po tę książkę, gdyż zaintrygował mnie tytuł i opis, który obiecywał dużo emocji, tajemnic i zwrotów akcji. Jednak nie do końca poczułam dramatyczność sytuacji, w jakiej znalazł się główny bohater.
Ze strony wydawnictwa Manufaktura Słów, dowiedziałam się, że okładka przedstawia zdjęcie z wyspy Sylt. To autentyczne miejsce znajdujące się w Niemczech na Morzu Północnym ale wydarzenia przedstawione w książce są wytworem wyobraźni autora, chociaż inspirowane prawdziwymi wydarzeniami. Problemy poruszane w niej można odnaleźć w naszej rzeczywistości.
Fabuła toczy się początkowo w Szczecinie, gdzie pracuje Marcin Siewierski, jako konsultant telefoniczny. Wskutek wydarzeń, jakie miały miejsce w jego przeszłości, traci wszystko: pracę, dziewczynę i przyjaciół. Grozi mu prokurator i proces a potem więzienie. Postanawia uciec z kraju i przeczekać złą passę. Znajduje ogłoszenie o pracę na wyspie Sylt jako housekeeping czyli osoba sprzątająca hotele. Nie jest to jego praca marzeń, ale widzi w tej propozycji dla siebie lepszą przyszłość i pozostawienie przeszłości za sobą. Wkrótce przekonuje się, że nie da się od niej uciec. Raz przypięta „łatka” tak szybko nie da się odczepić...
Z pierwszych rozdziałów nie można dowiedzieć się, co właściwie stało się takiego w życiu Marcina, że wzbudziło to niechęć wszystkich jego znajomych, współpracowników i ukochanej dziewczyny. Wszyscy zbyt łatwo przylepili mu etykietkę przestępcy, więc nie pozostało mu nic innego, jak szukać ratunku poza swoim miejscem zamieszkania. To przykład działania ogółu społeczeństwa, które karmione, często nieprawdziwymi sensacyjnymi informacjami, wydaje wyrok na osobę, której jeszcze nic nie udowodniono. O takich przypadkach można usłyszeć w mediach i Marcin jest jednym z takich przykładów.
Fabuła dzieje się na dwóch płaszczyznach: w przeszłości, o której opowiada Marcin śledczemu Herbertowi Krause, i w teraźniejszości, w której obserwujemy aktualne wydarzenia. Poza sensacyjnymi wydarzeniami autor zwraca uwagę na warunki pracy za granicą, która nie zawsze jest taka, jaką obiecuje ogłoszenie i rekrutacja. Z daleka od rodzinnego domu Polacy podejmują się zajęć, często poniżej swoich kwalifikacji, licząc na poprawę swojego życia.
Akcja toczy się dosyć szybko skupiając się wokół głównego bohatera, który relacjonuje nam swoje przeżycia. Jednak nie zawsze narracja jest pierwszoosobowa, gdyż zmienia się na trzecioosobową, gdy sytuacja dotyczy działań śledczego Herberta Krause.
To, co irytowało mnie od samego początku, to brak tłumaczenia niemieckich zdań wypowiadanych przez pojawiające się osoby. Być może autor założył, że większość czytelników zna język niemiecki albo sobie przetłumaczy dany fragment tekstu w trakcie czytania. Niestety, taki zabieg nie sprzyja płynnemu poznawaniu kolei losów głównego bohatera i rozprasza uwagę. Niewielki chaos wprowadza też ilość osób biorących udział w tej historii, więc dobrze jest wynotować sobie, kto jest kim, przynajmniej na początku. Mimo to, fabuła wciągnęła mnie na tyle, bym była ciekawa jej zakończenia. Jednak to chyba ono najbardziej mnie rozczarowało, bo niby wszystko zmierza do rozwiązania problemów Marcina ale do końca tego nie wiemy. Być może autor szykuje kontynuację, co byłoby uzasadnieniem takiego właśnie finału tej powieści.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl