Kate Morton jest mistrzynią w swoim gatunku. "Milczący zamek" jest trzecią jej powieścią, z którą miałam okazję się zapoznać i jak dla mnie najlepszą. Od początku atmosfera tego romantycznego thrillera jest przesycona wiktoriańską grozą. Autorka w bardzo umiejętny sposób łączy ze sobą wiele wątków, które w całości tworzą spójny obraz. W zasadzie ani jedna wzmianka w tej powieści (na przykład na temat bohaterów drugoplanowych czy pozornie spraw nie związanych bezpośrednio z fabułą) nie jest zbędna. Wszystkie one pełnią funkcję poszlak, które mają doprowadzić czytelnika do odkrycia prawdy o tytułowym milczącym zamku.
Ciężko napisać cokolwiek o samej fabule, by nie zostać posądzonym o spojlerowanie. Akcję powieści rozpoczyna pozornie błahe zdarzenie - na strychu jednego z domów zostaje odkryta stara torba listonosza z niedoręczoną korespondencją, która po pięćdziesięciu latach trafia do rąk adresatów. Jeden z listów jest adresowany do Meredith Burchill - matki głównej bohaterki, Edith. Został wysłany w czasie II wojny światowej przez Juniper Blythe, która mieszkała w zamku Milderhurst. List wytrąca kobietę z równowagi, a Edith postanawia rozwikłać jego zagadkę. Wkrótce odkrywa, że matka w czasie wojny była jednym z ewakuowanych z Londynu dzieci i trafiła na jakiś czas pod dach państwa Blythe'ów. Ta ekscentryczna rodzina, składająca się z lekko niezdrowego na umyśle ojca, słynnego pisarza oraz jego trzech córek, z których najmłodszą Juniper dręczą podobne do ojca demony, skrywa mnóstwo sekretów, które aż proszą się o ujrzenie światła dziennego. Ale istnieje ktoś, kto nie będzie chciał ujawnić prawdy aż do śmierci...
Bardzo lubię powieści, których akcja biegnie dwutorowo. Odwołania do przeszłości są w tej książce niezwykle istotne. Przeszłość rzutuje bowiem na życie wszystkich bohaterów, dla większości stanowiąc ciężar, o którym chcieliby zapomnieć. "Milczący zamek" to napisana z rozmachem powieść o uczuciach, które nadają moc sprawczą czynom, z których nie zawsze musimy być dumni. O kruchości człowieka wobec przeznaczenia, różnych odcieniach miłości.
Uczucie, jakie łączy trzy siostry Blythe trudno określić jednoznacznie. Jest w nim coś niepokojącego, mrocznego. Swym postępowaniem najstarsza siostra zdaje się unieszczęśliwiać swoją bliźniaczkę Saffy oraz młodszą od nich June. A jednak, kiedy poznaje się kierujące nią motywy, okazuje się, że zasługuje również na współczucie. Zdaje się, że fatum ciążące na milczącym zamku, ciągnie się od czasów młodości ojca dziewcząt, Raymonda Blythe'a i pewnego zdarzenia, które rozegrało się w pewną noc w zamkowej bibliotece. Czy gdyby wszystko potoczyło się inaczej, trzy siostry byłyby inne, szczęśliwsze?
Dramaty rozgrywające się za zamkniętymi drzwiami rezydencji, miłość, wojna i szaleństwo mieszają się na kartach powieści pani Morton z opowieścią o pasji do pisania i czytania książek. To książki właśnie mogą pomóc stworzyć magiczny świat, w którym znajdzie się wytchnienie od szarej codzienności.
Chociaż uważa się, że dobra książka powinna zostawić po sobie jakiś margines niedopowiedzenia, ja jednak wolę, kiedy autor kończy swoją opowieść, zamyka ją swoistą klamrą i wyjaśnia jak potoczyły się losy bohaterów i dlaczego zachowali się tak, a nie inaczej. Kate Morton uczyniła to na kartach "Milczącego zamku" i spełniła tym wszystkie moje oczekiwania.