"Mój smiertelny wróg" to kolejna książka Wilii Cather - wydana w serii Koliber - jaką posiadam i przeczytałam. Znajdują się w niej trzy opowiadania, których bohaterkami są kobiety. Willa Cather stworzyła w nich świetne psychologiczne portrety kobiet, którym dokonane lub wciąż dokonywane wybory determinują życie. To trzy kobiety o barwnych i interesujących, niebanalnych a zarazem silnych osobowościach, które łączy umiłowanie sztuki : teatru i opery. Przy czym bohaterka tytułowego opowiadania, Myra, związana jest z tym środowiskiem jako miłośniczka tej formy sztuki a bohaterki dwu pozostałych są artystkami - śpiewaczkami.
Myra, której interesującą historię poznałam dzięki darzącej ją wielką admiracją narratorce, Nellie, kiedyś w młodości zrezygnowała z majątku swego dziadka i dostatniego życia uciekając z ukochanym Oswaldem. Małżeństwo, jak to zwykle bywa nie do końca spełniło jej oczekiwania i chociaż mąż starał się ze wszystkich sił, by mogła prowadzić życie na pewnym poziomie i utrzymywać kontakty towarzyskie oraz bywać w operze i teatrze to jednak dla niej było to za mało. Pod koniec życia, gdy jej śmiertelny wróg - choroba - pozbawia ją coraz bardziej sił, w rozmowie z Nellie, która z przykrością przyjmuje fakt, że Myra źle traktuje męża ona stwierdza :
" To żałosne, Nellie, kiedy człowiek, żałuje drugiemu nawet dobrych wspomnień, prawda? Tak to wielkie okrucieństwo. Ale ja nic na to nie mogę poradzić. On jest sentymentalny, zawsze taki był; potrafi wspominać nasze najlepsze dni, kiedy byliśmy oboje młodzi i kochaliśmy się, i wmawia sobie, że istotnie tak było. A to nieprawda. Byłam zawsze próżną i chciwą, zaborczą kobietą, zawsze ze wszystkiego niezadowoloną. Niemniej kiedy się jest w wieku, w którym trudno już o kwiaty, niszczyć te, które zostały w sercu mężczyzny to niegodziwość". Kończąc swoją jakby spowiedź przed młodą przyjaciółką Myra dopowiada
" Taka już jestem - ...... - Ludzie mogą być dla siebie jednocześnie kochankami i wrogami. My tacy byliśmy.. Mężczyzna i kobieta po latach wyzwalają się z uścisku i wtedy widzą, jak się nawzajem poranili. Może nie umiem wybaczyć mu krzywdy, którą mu wyrządziłam. Może to właśnie to. Kiedy są dzieci, uczucie to ulega naturalnym przemianom. Lecz gdy pozostaje takie osobiste ...coś się w człowieku łamie. Z wiekiem tracimy wszystko, nawet zdolność kochania". Myra posiadająca duszę wrażliwą na poezję i muzykę, czytająca wiersze Heinego, bywająca w teatrze i operze prowadziła - dokąd to było możliwe - otwarty tryb życia i salon, w którym spotykali się artyści. I tu z przyjemnością odnalazłam polski akcent, gdyż Willa Cather wprowadziła na jej salon również mieszkającą w tym czasie w Ameryce i występującą na scenie teatrów amerykańskich Helenę Modrzejewską. Tam narratorka opowiadania, Nellie, poznaje ją osobiście i tak to spotkanie wspomina :
" Wszystkich biła urodą i dystynkcją już niemłoda, lecz piękna mimo lat - Helena Modrzejewska. Wyglądała na zjawisko z jakiejś innej epoki, innej rasy, nie mniej królewska, niż gdy ją widziałam w Chicago w roli Marii Stuart i Katarzyny w Henryku VIII. Pamiętam, jak poproszona o wzniesienie toastu, wyciągnęła długie ramię, uniosła w górę kieliszek i patrząc na migotliwe światło świec rzekła z twarzą poważną : - Za mój kraj!Nie grała owego wieczoru, więc przyszła wcześnie, nieco wcześniej od innych, i przyprowadziła ze sobą młodą Polkę, która owej zimy śpiewała w Metropolitan Opera. Miałam sposobność przyjrzeć się Modrzejewskiej, gdy siedziała rozmawiając z Myrą i Esterą Sinclair - panna Sinclair grała kiedyś w jej trupie. Zaczęli schodzić się pozostali goście i Myrę odwołano, lecz Modrzejewska pozostała przy kominku, w wysokim krześle, z głową lekko wspartą na dłoni, a śliczna jej twarz tonęła do połowy w cieniu. Jak dobrze pamiętam te długie, piekne rzeźbione ręce, tak pełne ludzkiego wyrazu! Były to niewątpliwie ręce stworzone do spraw doczesnych, lecz wyższego rzędu niż nasze sprawy, do trzymania berła, kościelnego kielicha albo - za przyzwoleniem - miecza".Nie tylko ze względu na polski akcent, zawarty w fabule tego opowiadania, jest ono warte, by zagłębić się w klimat jaki w nim stworzyła Willa Cather, a które sama przeczytałam z dużą przyjemnością.
I jeszcze mała dygresja. Gdy czytałam opis Heleny Modrzejewskiej pomyślałam, że chyba jednak nie bez kozery chodziła w swoim czasie w Krakowie plotka, że być może jest ona córką księcia Władysława Sanguszki a co za tym idzie przyrodnią siostrą pięknej Heleny Sanguszkówny, do której była ponoć bardzo podobna.
Wiedzę o tej plotce zdobyłam czytając
" Damę w jedwabnej sukni" napisaną przez Magdalenę Jastrzębską.