Przeznaczenie.
Wierzycie w nie? Czy zaliczacie się raczej sceptyków, którzy traktują je na równi z przesądami, przepowiedniami i innymi podobnymi?
W historii o drugim z braci Sharpe właśnie z nim mamy do czynienia. Przyjmijmy zatem, że wierzymy w przeznaczenie, że to, co zapisane w gwiazdach nie czeka na nic innego, jak tylko na spełnienie. Nieważne, co byśmy robili, nie zmienimy pisanej nam przyszłości.
Kiedy masz wszystko, a nawet więcej, jesteś uważany za króla. Ladger Sharp był jednym z trzech. Wypełniając rodzinno-biznesowe obowiązki, spędza dwa miesiące w Cedar Falls, a jego rolą jest nadzór nad budową luksusowego hotelu Sin International Network. Zadanie to mogłoby być działaniem rutynowym, jednak takie nie jest. Obecności na budowie zażądał burmistrz miasteczka i przedstawiając niedorzeczne warunki współpracy postawił firmę braci w dość nietypowej sytuacji.
Skąd to znamy? Władza windowana jest ponad wszystko. Władza to żądania, które wypływają z człowieka szybciej niż oddech wydostający się z jego płuc. Temu, kto został postawiony pod ścianą wydawać się może, że nie pozostaje nic innego, jak tylko ślepo wypełniać polecenia. Tak, to jeden ze sposobów na osiągnięcie celu. Dobry „gracz” może wyjść z tej sytuacji zwycięsko. Wymaga to jednak od niego wielkiego poświecenia, a odgłos zgrzytania zębami może być słyszalny w promieniu wielu kilometrów J
Wydaje się, że Ladgerowi ciężko będzie przetrwać ten czas. Może nie byłoby tak źle, gdyby nie fakt, że to małe turystyczne miasteczko przywoływało wspomnienia z jego młodości. Wspomnienia, które tylko z założenia rysowałyby uśmiech na jego twarzy. Pierwsza miłość tak właśnie powinna na nas wpływać. Wiadomym powszechnie jest, że oprócz łaskotania skrzydeł motyli, potrafi także potwornie boleć.
Asher Wells. Już samo jej imię wzbudza w naszym głównym bohaterze ogrom uczuć, a ich paleta potrafi zaskoczyć i jego samego.
„Asher – pierwsza dziewczyna, która złamała mi serce. Do tej pory jest to jeden z niewielu sekretów, które skrywam przed braćmi.
Sekret tak stary i tak głęboko zakopany, że nie byłoby sensu go teraz odkopywać.
Boże.
Asher. Moja lawendowa dziewczyna”.
Tak wiele chciałabym Wam napisać w temacie tego sekretu. Zdaję sobie sprawę, że spojlery nie stanowią zachęty do czytania. Dlatego oszczędzę Wam tego i pozwolę na to byście, podobnie do mnie, z ogromnym zaciekawieniem odkrywali jego kolejne elementy. Powiem tylko tyle, że układanka, którą zobaczyłam na samym końcu była przepełniona bólem, samotnością, nieporozumieniem i złymi decyzjami. Decyzje te były niczym talerz pachnącej zupy, który zostaje ci podstawiony pod nos w chwili, kiedy kończysz głodówkę. Bez dłuższego zastanowienia sięgasz po niego i bierzesz za pewnik…, że to, co dostaniesz, będzie ci smakowało. Niestety jak się okazuje czujność należy zachować do końca, a wiara w czyjeś dobre intencje, może się zachwiać na tyle, że po sekundzie budowany obraz „doskonałości” runie niczym domek z kart. Czy po czymś takim będziemy mieli siłę, by ponownie zacząć budować? Czy jeśli znajdziemy ją w sobie, będą jej towarzyszyły chęci?
Piętnaście lat rozłąki powinno wystarczyć, by zaleczyć rany. Powinno. Jednak wszystko zależy od okoliczności, a one nie były sprzyjające. Może, jeśli ograniczylibyśmy „obsadę” grającą na scenie kilkanaście lat temu, byłoby to możliwe. Główni bohaterowie wzorowo przygotowali się do wypełnienia swoich ról. Jednak jak łatwo się domyśleć, nie było wakatu na posadę reżysera, o czym mało kto wiedział.
Czy do miłosnej historii możemy przytoczyć powiedzenie „nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki”? Zdecydowanie tak. Należy jednak zadać sobie pytanie, co lub kto był powodem tego, że ją opuściliśmy. Uwierzcie mi, że odpowiedź może nas zaskoczyć.
„ Kręci mi się w głowie. Patrzę z niedowierzaniem na człowieka, który kiedyś był moim chłopakiem. Tym, który skradł moje serce.
A potem je połamał na milion kawałeczków.
Mój księżycowy chłopiec, który przysięgał, że nigdy nie przestanie mnie kochać”.
Jesteście ciekawi historii lawendowej dziewczyny i księżycowego chłopca? Jeśli nie potraficie sobie jeszcze odpowiedzieć na to pytanie dodam na zachętę jedno krótkie zdanie:
„Uśmiecha się… a ja już wiem, że przepadłem”.
Autorka zastosowała dwie perspektywy czasowe. Wracając do przeszłości możemy od podstaw budować sobie dokładny wizerunek bohaterów. Niczym podczas seansu kinowego dokładnie obserwujemy ich relację i rodzące się uczucie. Tam nic nie było na niby i choć pochodzili z dwóch różnych światów zadziwiająco dobrze do siebie pasowali. To wszystko i jeszcze więcej możemy poznać patrząc oczyma obu bohaterów. Niczym rodzice chrzestni widzimy narodziny, okres dorastania i dramatyczne zakończenie ich miłości. Ich tu i teraz, to dochodzenie prawdy. Odkrycie jej kart okazuje się bardzo bolesne i rozczarowujące. Ani Asher, ani Ladger nie znali całej prawdy i swoje życie po rozstaniu opierali na niedomówieniach i domysłach. Czy wyjaśnienie tajemnicy z przeszłości pozwoli na zdudowanie ich wspólnej przyszłości? Czy będą potrafili poprawnie odczytać znaczenie słów wypowiedzianych przed laty?
„Słowa często oszukują, ale oczy nigdy nie kłamią”.
Podczas lektury widzimy wręcz przeskakujące między bohaterami iskry. Zastanawiamy się, czy są one wystarczające, by ponownie wznieciły pożądanie. A może ono wciąż się tliło i nigdy nie zostało zdławione?
„Kocham cię, ale nie mam, kurwa, pojęcia, co z tym zrobić”.
Okres dorastania nie był łatwy dla żadnego z nich. Każdy borykał się ze swoimi problemami. Nie wszystkie z nich były wynikiem ich własnych czynów. Co powinno nam dać do myślenia. Pomyślcie tylko ile razy powtarzamy:, że nie możemy odpowiadać za uczynki bliskich.
„W biznesie brak skrupułów jest czasami dopuszczalny. Ale gdy chodzi o twoje własne dzieci – niewybaczalny”.
O kim tak mówi Ladge? Czy i my mamy takiego „rodzinnego biznesmena”? A może sami nim jesteśmy?
Pierwsza miłość zasługuje na drugą szansę.
„On one conditio” to emocjonująca opowieść właśnie o nich. Tych, które mieliśmy odwagę wykorzystać i tych, które były ponad nasze siły. To opowieść o odnajdywaniu drogi, po której można stąpać ramię w ramię ze swoją drugą połówką. To w końcu świadectwo tego, że uczucia nie mają daty przydatności, a plany… cóż, są po to by ulegały zmianom.
Książka, podobnie jak pierwszy tom, zamieszkała w mojej biblioteczce, dzięki skromnej zasobności mojego portfela i z pełną odpowiedzialnością powiem, że to dobrze wydane pieniądze. Serdecznie polecam.