W historii chyba każdego kraju bywają lata, które w kronikach zapisują się bardzo boleśnie. Mam na myśli czasy, kiedy państwo trapią wojny, rewolucje, walki. Szczególnie mocno dotykają walki bratobójcze, gdy brat walczy z bratem, gdy syn powstaje przeciwko ojcu. Rewolucje rodzą się z wyzysku, niesprawiedliwości, zła. Ale zwykle polegają one na tym, że ciemiężeni ludzie z ofiar stają się katami. Zaślepia ich zło, zemsta, przemoc. Nic dobrego nie wynika w czasie takiej pożogi dla zwykłej ludności.
Tak było w latach 70-tych w Kambodży - państwie położonych w dalekiej Azji. W 1975 roku doszło do przewrotu. Do głosu doszli tzw Czerwoni Khmerzy. Chcieli zamienić swój kraj w państwo socjalistyczne. Byli w swych działaniach bardzo, ale to bardzo drastyczni. Kto nie był z nimi, był przeciw nim. Naród tego kraju ucierpiał okrutnie. Jak się szacuje zginąć mogło nawet do 1/3 liczbyobywateli, którzy rozstawali się z tym światem z powodu głodu, nędzy, chorób, zabici bądź zamęczeni przez rewolucjonistów. Setki obywateli Kambodży straciło dach nad głową, członków rodzin, poczucie bezpieczeństwa.
Taki los dotknął także główną bohaterkę książki " W cieniu drzewa banianu". Jej autorka wplata osobiste losy i przeżycia w dzieje dziewczynki z książęcego rodu. Raami ma zaledwie 7 lat, gdy wraz z rodziną zostaje wypędzona z domu. Mała dziewczynka nie może zrozumieć na początku trudnej sytuacji co się dzieje, ale bolesne, wręcz tragiczne przeżycia sprawiają, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki musi szybciutko dorosnąć. Wraz z bliskimi zostaje wywieziona na prowincję, zmuszona do ciężkiej fizycznej pracy mimo, że nie jest okazem zdrowia, bo jako małe dziecko przeszła polio. Za swoje pochodzenie zostaje rozdzielona z ojcem, który wywieziony traci kontakt z żoną i córkami na zawsze. Odseparowana od stryja musi stać się podporą dla matki, której malaria zabiera młodszą córeczkę.
Z każdą stroną coraz bardziej płakałam nad losem Raami i jej rodziny. To co przeszli nie mieści się w głowie. Jak wiele zła może spotkać człowieka w życiu, jak wiele okrucieństwa, bólu. Pytanie, które niejako samo się nasuwa brzmi: Za co? Czemu ta kambodżańska rodzina tak bardzo została doświadczona? Czemu ten naród musiał przelać morze krwi? Czemu los jednym daje nadspodziewanie dużo, a innym tylko zabiera? Czemu ten świat bywa tak bardzo, wręcz do granic możliwości i wyobrażenia niesprawiedliwy? Kto zatem odpowiada za tak wielkie zło?
Powyższe pytania świadczą o morzu, może i nawet oceanie emocji jakie towarzyszyły lekturze tej jakże wzruszającej i smutnej książki, która jest niczym najbardziej wiarygodny świadek opowiadający o piekle, które spotkało niewinnych ludzi. To nie jest łatwa lektura, nie odstresuje, nie odpręży, ale wzburzy i poruszy do bólu. Mimo tego warto po nią sięgnąć. Rewolucja, wojny, walki to zawsze zło. I o tym ludzie na całej kuli ziemskiej powinni pamiętać, a książki takie jak lektura pióra Ratner powinny krzyczeć zapisanymi w niej słowami, by ludzkość nie popełniała już takich zbrodni.
Książka jest niesamowita. Zapada w pamięć i może wywołać nieprzyjemne sny. Może przerazić, winna uczulić na potworny los uchodźców, którzy zmuszeni są do egzystencji w potwornych warunkach. Mimo tego tli się w nich jeszcze iskierka nadziei, by podjąć ucieczkę, by walczyć o wolność nawet z narażeniem życia.
Niezwykła historia, którą polecam.