~Pozwólcie, że jedną rzecz wyjaśnię z góry: wcale nie próbowałam założyć sekty.~
Dawno, dawno temu złodziejka wyruszyła w podróż, by odnaleźć siebie, by stać się kimś więcej. Jednak świat nigdy nie był życzliwy dla takich osób jak ona. Ponownie zanurzyła się w kłamstwach, naraziła na gniew bogini i znów musiała uratować najbliższych. By ocalić tego, którego kocha, Vanja musi poskromić gniew Szkarłatnej Panny. Co stanie się z dziewczyną, która powiedziała o jedno kłamstwo za dużo?
~- Założyłaś sektę?
-Nie! To znaczy… może trochę? […] Taką jakby prawie sektę. Sekciątko?~
W końcu udało się przełamać klątwę drugiego tomu! Mam wrażenie, że językowo ta część jest bardziej przystępna. Nadal mamy ten klimat baśniowości, jednak nie jest to już takie chaotyczne.
Za co pokochałam “Malowane diabły”? Po pierwsze relacja romantyczna bohaterów. Mogłabym godzinami opisywać jak bardzo ich uwielbiam, jakimi są słodziakami. Każde ich zbliżenie do siebie było tak urocze w swojej nieporadności i zakłopotaniu. To wzajemne odkrywanie się zostało tak idealnie opisane, ta niezręczność dodawała uroku. W tej części to ten wątek został wyciągnięty na pierwszy plan, ale nie przyćmiewa całej reszty fabuły, co jest ogromnym plusem.
Ponownie zanurzamy się w świat niesprawiedliwości, z którym bohaterzy starają się na swój sposób walczyć. Akcja potrafi być rozciągnięta na kilkadziesiąt stron i mieć wolne tempo, po czym zza rogu wyskakuje nowy problem, jakiś zwrot akcji i wszystko niesamowicie przyspiesza. Nie da się tutaj nudzić, a bohaterzy nie mają łatwego życia, cały czas coś im się przytrafia. Podobało mi się, jak autorka ujęła w słowa to, że nie każdy jest idealny, ale w oczach innych możemy się tacy stać. Bardzo ładnie podkreślony temat niskiej samooceny, ale też tego jak przeszłość wpływa na człowieka.
Pojawiają się nowe postaci, nowe bóstwa i przyznam, że czasami zdarzyło mi się zagubić, kto, co i gdzie i dlaczego. Kocham Vanję, jej poczucie humoru i cięte riposty. Emeric jest tak słodkim chłopakiem, dosłownie idealny kandydat na męża- do niczego nie zmusza, pozwala na powolne, własne odkrywanie siebie i swoich potrzeb, jest tak troskliwy i uroczy. No dosłownie rozpływam się, gdy to piszę.
Książka nie jest pozbawiona długich opisów, ale to dzięki nim możemy przenieść się do tych magicznych krain. Autorka świetnie radzi sobie z opisywaniem uczuć targających Vanją, jej przemianą i wewnętrznymi rozterkami. Umie także wprawić czytelnika w zaskoczenie, potem rozśmieszyć, żeby zaraz wywołać smutek i łzy w oczach. Takie “przeciągnięcie” przez całą gamę emocji, dla mnie świadczy o naprawdę udanej historii, której nie zapomnę tak szybko.
Zakończenie złamało mi serce i choć rozumiem zamysł i postępowanie bohaterów, to nie umiem się pogodzić z tym wszystkim.
Książka oprócz rozrywki, przynosi też wiele okazji do przemyślenia swojego życia, swoich wyborów. Jest to historia o miłości, przyjaźni, a szczególnie o odkrywaniu siebie.
Naprawdę szczerze polecam wam książkę “Malowane Diabły” jak i jej poprzednią część “Mali złodzieje”, jeśli jej jeszcze nie znacie.
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Moondrive.