Autor, ukryty pod pseudonimem Karol Arentowicz, jest filologiem, doktorem nauk humanistycznych. Rozczarowany praca naukowca, porzucił Polską Akademie Nauk i parał się różnych zawodów. W swoim pisarstwie porusza tylko te kwestie, które uważa za istotne. Jako Karol Arentowicz opublikował jeszcze „Bajki dla niektórych dorosłych”. Ponadto jest jeszcze autorem dwóch innych książek, które wydał pod innym kryptonimem.
W swojej najnowszej książce, na zaledwie 98 stronach tekstu spisał autor swoje przemyślenia dotyczące ojcostwa. Bo nie jest łatwo być ojcem. Kobiecie łatwiej odnaleźć się w nowej roli. W końcu przez dziewięć miesięcy rośnie w niej życie. Rusza się, kopie. Przyszła mama czuje jego fizyczną obecność i ma dużo czasu, żeby pokochać swoje dziecko. Ojcostwo spada na mężczyzn nagle. Na świecie pojawia się maleństwo i od teraz ukochana żona skupia się głównie na najmłodszym członku rodziny. Mężczyzna zostaje strącony z piedestału. Musi nauczyć się miłości, choć może nawet czuć zazdrość o tą najważniejszą istotę w życiu kobiety. Poza tym zawsze jest drugi po mamie, którą zazwyczaj kocha się nieco bardziej.
W pierwszym rozdziale Karol Arentowicz wspomina swoje własne dzieciństwo i mężczyzn, którzy mieli bezpośredni wpływ na jego późniejsze życie. Niespodziewanie dla samego autora pierwszym, najważniejszym mężczyzną okazał się wujek Władek, który zmarł, gdy Karolek miał zaledwie trzy latka. Arentowicz pamięta wujka leżącego w trumnie. Wcześniejsze wspomnienia zamazały się w jego pamięci. Krewnego zna jedynie ze wspomnień siostry i to dzięki niej zdaje sobie sprawę, że wujek Władek poświęcał dzieciom z rodziny całą swoja uwagę i czas. Bawił się, rozmawiał, zabierał na spacery. Był.
W swoich rozmyślaniach doszedł autor do najgorszych ojców w historii świata. Po krotce omówił dzieciństwo Aloisa Schicklgrubera i Wisssariona Dżugaszwili oraz wykazał wpływ, jaki mieli na synów – Adolfa Hitlera i Stalina. Czy gdyby najwięksi zbrodniarze w dziejach ludzkości dorastali otoczeni miłością kochających ojców, którzy dbaliby o rozwój duchowy i fizyczny swoich dzieci, historia świata potoczyłaby się zupełnie inaczej?
W kolejnym rozdziale pisarz omówił kwestie Boga – Ojca. Zaraz na początku Artenowicz ostrzega, aby osoby wierzące nie czytały tego rozdziału, gdyż to co zostało napisane mogłoby godzić w uczucia religijne czytelnika. Uważam się za osobę wierzącą, rozdział przeczytałam i w żadem sposób nie czuje się urażona. Przecież opublikowany tekst stanowi tylko prywatną opinię autora. W niniejszym rozdziale pisarz przedstawił obraz Boga, który wyłania się z lektury Starego i Nowego Testamentu. Porównał Stworzyciela wymagającego i miłosiernego. Zauważył, że ziemskim ojcem Jezusa był przecież Józef z Nazaretu. To on miał największy wpływ na wychowanie dziecka i nie można wykluczyć, że Jezus wyrósł na dobrego człowieka, dlatego, że dorastał pod opieką dobrego i sprawiedliwego mężczyzny.
Na końcu autor opowiada o sobie, jako ojcu. Dostrzega błędy wychowawcze jakie popełnił. Zdaje sobie sprawę ze wszelkich krzywd, jakie niechcąca mógł wyrządzić Agnieszce. Wie, że czasu nie cofnie. Co się stało, to się nie odstanie. Tym samym nie próbuje się usprawiedliwiać, czy wymawiać od odpowiedzialności. Raczej ostrzec, czy skłonić do refleksji. Nie do końca zgadzam się z pisarzem, który twierdzi, że dzieci z patologicznych rodzin prawie na pewno powtórzą negatywne wzorce swoich ojców. Bo to tak jakby maluchy z problemowych rodzin z góry były skazane na porażkę.
Książka Karola Arentowicza uświadomiła mi, że miałam cholernie szczęśliwe dzieciństwo. Uzmysłowiłam sobie, że we wszystkich moich wspomnieniach zawsze świeci słońce i jest mi ciepło. Niezależnie od pory roku. Kto był najważniejszym mężczyzną mojego życia? Chyba jednak nie tata. Co prawda jestem wykapaną córeczką tatusia. Odziedziczyłam jego włosy i oczy, miłość do książek i mocny charakter. A także nieumiejętność okazywania uczuć i lęk przed wszelakimi konfliktami słownymi. Jednak z męskich wzorców to dziadek (tata mojej mamy) miał największy wpływ na mnie, jako małą dziewczynkę. Tata pracował, czasem na kilku etatach, budował dla nas dom, był wiecznie zabiegany i zajęty. Zrozumiałym jest, że nie miał dla mnie tyle czasu, ile chciał. Przez pierwsze trzy lata mojego życia mieszkaliśmy u dziadków. I to właśnie dziadek był dla mnie wzorem i opiekunem. Nie pracował zawodowo, gdyż przebywał na rencie, dzięki temu zawsze miał dla mnie czas. Cierpliwie odpowiadał na moje pytania, pokazywał mi świat, opowiadał historyjki. Nawet gdy wykonywał prace przydomowe nigdy mnie od siebie nie odganiał. Gdy szedł gdzieś zabierał mnie ze sobą. Nigdy nie powiedział, że będę mu przeszkadzać. Czułam się w pełni kochana i potrzebna. Dzień jego śmierci stał się jednocześnie dniem końca mojego dzieciństwa, a tym samym najbardziej traumatycznym przeżyciem jakie mnie spotkało.
Proza Karola Arentowicza nie jest może wielką literaturą. Pod względem psychologicznym zapewne nie wnosi nic nowego do obecnego stanu wiedzy na temat wpływu rodziców na prawidłowy rozwój dziecka. Ale „Ojciec” wybija się na tle literatury refleksyjnej. Prowokuje do przemyślenia swojego własnego życia, pomaga zrozumieć faktyczną rolę ojca w życiu dziecka. Może gdyby świeżo upieczeni tatusiowie mieli obowiązek przeczytać tę niewielką książeczkę, to z rozmysłem podeszliby do nowej roli? Może dzięki temu kształt dzieciństwa wielu maluchów uległby zmianie?
Polecam!