Kobieta zmienną jest i ja jestem na to idealnym przykładem. Kiedy zmęczę się dość ponurą literaturą jaką najczęściej czytam, to chwytam się za powieść z założenia lekką i prostą w odbiorze - najczęściej jest po prostu literatura obyczajowa. "Oddać serce" Lindsay Harrel kusi cukierkową okładką, sam zarys fabuły sugeruje wzruszenie... A jak jest naprawdę?
Bohaterkami powieści Lindsay Harrel są bliźniaczki Megan i Crystal. Megan od dziecka zmagała się z kardiomiopatią przerostową, która zakończyła się dla niej przeszczepem serca. Od dziecka była chroniona, wręcz izolowana od świata zewnętrznego. Obecnie jest już po trzydziestce, pracuje jako pomocnik biblioteczny, nadal mieszka z rodzicami i boi się cokolwiek w swoim życiu zmienić, mimo że dostała tak naprawdę drugie życie. W głębi duszy marzy, aby zostać dziennikarką i przeżyć wielką przygodę. Jednak strach przed nieznanym i możliwymi negatywnymi następstwami przeszczepu, po prostu ją paraliżuje.
Crystal - druga z sióstr, fizycznie zdrowa - mieszka daleko od domu rodzinnego i nie utrzymuje zbyt zażyłych stosunków z rodziną, sama zresztą jest już mężatką.
Megan znajduje w końcu w sobie odwagę, by poznać rodziców dziewczyny, której serce obecnie w niej bije. Dostaje od nich w prezencie zapisany pamiętnik. Amanda nie miała idealnego życia. Sporządziła jednak listę rzeczy, które chciałaby w życiu zrobić. Niestety zdążyła zrobić tylko jeden, ostatni punkt z listy - "oddać serce". Ten pamiętnik staje się przyczyną przebudzenia Megan, która postanawia wykonać wszystkie 24 punkty z listy zmarłej. Wyrusza w podróż dookoła świata w towarzystwie... swojej siostry. To nie będzie tylko daleka wycieczka.
W otaczającym je pięknie architektury, przyrody i zwykłych relacji między ludzkich odnajdą drogę do obudowania siostrzanej więzi i spróbują zacząć... żyć?
Narracja jest prowadzona głównie w osobie trzeciej. Megan prowadzi bloga i co jakiś czas - początkiem rozdziału staje się fragment jej wpisu z podróży, czy fragment pamiętnika Amandy - dawczyni serca.
Czułam się jak owinięta w ciepły, puchaty kocyk. Wokół świeciło wątłe światło świeczek, w tle roznosił się zapach drewna, a ogień z kominka tańczył z cieniami na ścianach. Nawet herbata była słodsza.
Choć to historia z półki tych naszpikowanych prawdami oczywistymi, jest bardzo przyjemnie napisana. W otoczeniu piękna świata siostry odnajdują się na nowo. Uczą się siebie i poznają. Każda z tej podróży przywozi coś innego.
Dostrzegają piękno prostoty życia, kiedy cieszą oczy wszystkim, co je otacza. Wycieczka obfituje też w przygody, które niosą ze sobą dość przykre wspomnienia - do czego może prowadzić zbytnia otwartość i obdarzanie nieznajomych zaufaniem.
Pojawia się też tutaj wątek romantyczny i jest równie delikatny jak cała historia. Niektórym czytelnikom może wydać się nawet zbyt przesłodzony.
Autorka uszyła historię dorosłej kobiety uwięzionej w strachu o własne życie. Związanej ze stałym monitorowaniem tętna i stale krzyczącym w głowie przeświadczeniu o kruchości życia. Megan boi się spróbować naleśnika, bo to oznacza brak poszanowania dla jej nowo podarowanego życia.
Crystal - druga z sióstr ma własne więzienie - wieczną niepewność o stan siostry i poczucie winy z powodu własnego... zdrowia. Ucieka w pracę, którą przestaje lubić i sama nie wie do czego tak naprawdę dąży.
Znajdziemy tu też kilka odniesień do wiary w Boga. Dla niektórych ludzi może stać się ona zarówno siłą napędową, jak i czymś zupełnie odwrotnym.
Dodam jeszcze, że w fabule pojawia się mały polski akcent :)
Książkę mogę określić jako niezwykle przyjemną w odbiorze. Dzięki niej naprawdę odpoczęłam. Myślę również, że co wrażliwsi czytelnicy mogą się nie raz wzruszyć.