Leonardo da Vinci pisał o człowieku tak: "Wystarczy, że raz doznasz lotu, a będziesz zawsze chodził z oczami zwróconymi w stronę nieba, gdzie byłeś i gdzie pragniesz powrócić". Jak za czasów tego wynalazcy, tak i teraz ludzie chcą wzbić się w przestworza. Dążą do tego, by pokonać grawitację i unieść się znad ziemi. Dotychczas usiłowało dokonać tego wielu: bracia Montgolfier, Wright, wcześniej wspomniany da Vinci, a także bohater pewnej książki: Conor Broekhart...
"Jest rok 1878. Podczas wystawy światowej w Paryżu rodzi się chłopiec. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że przyszedł na świat w przestrzelonym balonie, który o mały włos nie rozbił się o ziemię. Nie ma wątpliwości - takie dziecko musi być wyjątkowe" - czytamy na okładce książki "Lotnik" spod pióra Eoina Colfera. "Zapowiada się ciekawie", myślę. Conor - bo tak ma na imię owy chłopiec - narodzinami w przestworzach postawił sobie wysoko poprzeczkę. Jak się okazuje; im dalej, tym bardziej ekscytująco. Ojciec chłopca jest kapitanem gwardii królewskiej, w związku z czym wkrótce dochodzi do kolejnego spektakularnego wydarzenia: młody Conor ratuje swoją towarzyszkę zabaw, księżniczkę Izabellę z pożaru. Niestety, niedługo po tym nastają mroczne czasy. Marszałek Wysp Saltee, na których dzieje się akcja, dokonuje zamachu stanu. Morduje króla i Victora - przyjaciela monarchy, a także nauczyciela i wielki autorytet Conora. Ze swoim mistrzem snuł on marzenia o lotniach, balonach i aeroplanach. To właśnie do Victora należą najpiękniejsze słowa z całej powieści: „Pozostali patrzą w górę i w dół, w lewo i w prawo. Ale tacy jak my są inni. Jesteśmy wizjonerami.” Wskutek przebiegłej intrygii marszałka, Conor zostaje oskarżony o zbrodnię. Władze zsyłają go do więzienia w kopalni diamentów, skąd jeszcze nikt nie wrócił żywy... Czy uda mu się przetrwać? Czy dokona czegoś, co do tej pory było niemożliwe?
Ta książka to perła literatury młodzieżowej. Chociaż... czy na pewno młodzieżowej? Wydaje mi się, że lektura ta zadowoli każdego - tego mocno wybrednego i tego mniej - czytelnika. To połączenie fantastyki z przygodą, psychologii z kryminałem i zbrodnią. Są pewne książki, które są ponad gatunkami. Do takiej kategorii należy właśnie "Lotnik".
Powieść Colfera przypomina potrawę mistrza kuchnii: odpowiednio wyważone składniki przygody i refleksji, doprawione całkiem dużą szczyptą marzeń... To nie mogło się nie udać! Książkę czyta się lekko, bez wysiłku ze strony czytelnika. Nie znaczy to oczywiście, że jest banalna - wiele trzeba doczytać między wersami, co jest niewątpliwą zaletą powieści. Tym, co mnie urzekło w "Lotniku" najbardziej, była myśl ukryta prawie na każdej stronie: nie ma rzeczy niemożliwych. Wystarczy tylko mocno czegoś pragnąć i ciężko pracować, a nawet rzeczy z pozoru nierealne staną się rzeczywistością.
Colfer wykreował świat, który ma swoją historię, obyczaje i kulturę. Poprzez ponad 400 stron wciąga czytelnika do swojej rzeczywistości, przypominającej do złudzenia realny świat. Gwarantuje długie godziny dobrej zabawy i refleksji, czasem nawet wzruszenia. Kreuje bohaterów, którzy ożywiają nie tylko na stronnicach książki, ale także w głowach czytelników. Będą oni towarzyszyli im długo, nawet po zamknięciu ostatniej strony...