Przed świtem recenzja

Myśląc o czym napisać, nie mogłam przepuścić takiej okazji. Bowiem już od paru lat zaciekle bronię cyklu Stephanie Meyer. Jest ona dla mnie sztandarowym przykładem, jak niepotrzebne skracanie, zmienianie oraz zły dobór obsady, mogą zniszczyć potencjał na całkiem dobry film, a jednocześnie, w pewien sposób, naznaczyć cały cykl.
Muszę jednak przyznać, że nie sięgnęłam po nie, ani z polecenia ani z własnego wyboru. Dostałam je pod choinkę, jako prezent od bliskich. Można powiedzieć, że ktoś podjął decyzję za mnie. Nigdy bym się nie spodziewała, że w ten sposób wciągnę się w historię Belli i Edwarda. Na plus zadziałał fakt, że nie miałam pojęcia o istnieniu filmowej wersji.
Zapomniałam zaznaczyć, że będzie to recenzja zbiorowa, " pod patronatem " ostatniej części.
A więc tak. Książka posiada wiele plusów. Historia sama w sobie jest bardzo dobrze przemyślana i w żaden sposób nie przypomina tego co pojawiło się w kinach. Zawiera wiele szczegółów. Bardzo prosty język powoduje jest jednym z powodu, dlaczego te książki, dosłownie się pochłania. Drugi powód to, wspomniana już powyżej, fabuła, która jest spójna i niezmienna od Zmierzchu, przez Księżyc w nowiu, Zaćmienie po Przed Świtem.
Co prawda jeszcze nie zabrałam się za nową powieść, która będzie opowiadać ich historię z perspektywy Edwarda. Mam nadzieję, że będzie to chociaż tak dobrze zrobione jak przy Hopeless i Losing Hope Coleen Hoover.
Tak jak już wcześniej wspomniałam wszystko, jak najbardziej, łączy się w spójną całość. Natomiast negatywny punkt widzenia, przez który wiele czytelników po nią nie sięga, spowodowany jest jej dość nieudaną, aczkolwiek, dochodową, kinową wersją.
Ogromnie polecam wszystkim, którzy nie ulegają zdaniu innych , jak i tym którzy jeszcze nie słyszeli o tych przeciwnościach.
Kiedy już skończycie, dajcie znać czy się podobało. A jeśli ktoś z was czytał nowość, od Meyer, to czekam na opinie!