Enzo kocha Denny’ego. A ja kocham Enza.
„Sztuka ścigania się w deszczu” to wszystko, czego oczekiwałam po książce napisanej z punktu widzenia zwierzęcia. To pierwszy tego typu zabieg, z którym miałam styczność.
Ów Enzo to pies, mieszaniec labradora, który uważa, że jest spokrewniony z terierem, bo tylko tym tłumaczy własną inteligencję. Ponadto święcie wierzy w reinkarnację, dlatego przez całe swoje psie życie dąży do samodoskonalenia się w „byciu człowiekiem”, bo – rzecz jasna – jako człowiek powróci, gdy jego psie lata dobiegną końca. Bowiem Enzo wierzy, że posiada ludzką duszę.
Enzo mieszka z Denny’m, który przygarnął go, gdy był jeszcze szczeniakiem. Pokochał swojego właściciela miłością tak wielką, że nie wyobrażał sobie, by po śmierci nie wrócić do niego w ludzkiej postaci. Nim jednak miało to nastąpić, psiak spędzał mnóstwo czasu na uczeniu się ludzkich zachowań. Momentami nie znosił być zwierzęciem, bo wiedział, że jako człowiek przydałby się bardziej. Tak było, kiedy bardzo chciał porozumieć się z Denny’m, ale nie mógł z powodu ograniczeń Matki Natury.
Gdy w życie Denny’ego wkroczyła Eve, Enzo z początku nie potrafił jej zaakceptować. Uwielbiał jego męski układ z właścicielem, a obecność kobiety sprawiała, że Enzo czuł się nieswój. Eve zadomowiła się jednak na tyle w życiu Denny’ego, że została już na zawsze, dając mu córkę Zoë.
Enzo dosyć szybko nauczył się akceptować rodzinę swojego pana, a z czasem nawet ją pokochał. Miał nadzieję, że odtąd wszystko wróci do normy, lecz bardzo się mylił, gdyż Eve zachorowała na śmiertelną chorobę.
Książka opowiada losy Denny’ego z punktu widzenia Enza. Dzięki temu zobaczymy obraz człowieka widziany oczami zwierzęcia. Dodaje to „Sztuce…” pewnego uroku, choć autor nie uchronił się od momentów, w których czuło się dziwny niesmak, kiedy Enzo bez skrupółów opowiadał o fizjologicznej części swojego życia.
Momentami było śmiesznie, momentami można było się wzruszyć. Na dodatek fani motoryzacji, wyścigów Formuły 1 i Aytrona Senny, znajdą tutaj coś dla siebie. Otóż Garth Stein wplótł w fabułę tak wiele motoryzacyjnych wątków, że książkę można właściwie podzielić na dwie części. Pierwszą, dotyczącą opowieści Enza o życiu Swiftów, i drugą, odnoszącą się do miłości Denny’ego, czyli samochodów i wyścigów.
„Sztuka ścigania się w deszczu” to ciepła, motywująca powieść. Zawiera w sobie dobroć i miłość mimo nieszczęść, które spadają na Denny’ego i jego rodzinę. Nie sposób nie pokochać Enza i nie kibicować mu w jego drodze do upragnionego człowieczeństwa.
Drogi autorze, najbardziej dziękuję za zakończenie, ponieważ tak pięknej sceny między zwierzęciem a człowiekiem nie było w moim życiu od czasów filmu „Jestem Legendą”. Od owej sceny zakończenie „Sztuki…” różni się diametralnie, mimo to jest ujmująca i jedyna w swoim rodzaju.
Polecam wszystkim „Sztukę ścigania się w deszczu”. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Mimo kilku irytujących dla mnie czynników jak wspomniana fizjologia psa, czy też nudne (w wyłącznie moim odczuciu!) fragmenty o samochodach i wyścigach, czytało mi się przyjemnie, lekturę zaliczam do satysfakcjonujących, a zakup do udanych.
Swoją drogą jest to już druga książka z serii „Zapach pomarańczy” (po książce „Jeden dzień z panem Julesem”, którą zdobyłam na Salonie Ciekawej Książki w Łodzi), która przypadła mi do gustu.
Ocena: 5/5