Długo nie zaglądałem w oblicze Zony. Jeszcze dłużej nie śledziłem cyklu Ślepego, bo tu na Dużej Ziemi od ostatnich jego przygód minęły przecież ponad trzy lata. Trochę dziwnie to wygląda, bo "Oczy diabła" stanowiące czwartą część cyklu, nigdy nie zostały wydane w oryginale. Czy to niechciane dziecko Czarnobylskiej Strefy Zamkniętej? A może ta odsłona powinna być co najwyżej spin-offem serii Fabrycznej Zony?
Mówi się, że jedną z podstawowych zasad w Strefie jest równowaga. Kiedy ktoś lub coś z niej znika, wolne miejsce zastępuje kolejna jednostka. Tak się to zwykle odbywa podczas cyklicznych emisji, tak też najwidoczniej jest i w przypadku stalkerskich emerytur. Zona jednak o każdym pamięta i zawsze rozdaje według zasług.
"Oczy diabła" to historia przedstawiająca losy Buddy i Tolika, którzy po znacznym uszczupleniu bandy Zwornika próbują na nowo odnaleźć swoje miejsce z Strefie. Minimum wkładu, szczypta kombinatorstwa to podstawowe składniki ich przepisu na szybki sukces. W międzyczasie do Zony wkracza naukowa ekspedycja, która ze swym szczytnym celem zderza się z panującą tu rzeczywistością. Losy Buddy i Tolika krzyżują się ze świeżą grupą, co znacznie skomplikuje ich prosto określone działania.
Wiktor Noczkin nie traci werwy i po raz kolejny oprowadza czytelnika po zamkniętej strefie. Może w nieco innych okolicznościach, z nieco innym towarzystwem, jednak klimat Zony zachowany jest tu w jak najlepszym porządku. Każde wyjście poza obóz nadal może skończyć się szybką śmiercią, czy to przez ukryte anomalie, czy też przez pragnące krwi mutanty. Czego nie dokona czarnobylska flora lub fauna, resztę dopełni emisja siejąca całkowite spustoszenie i biada wówczas temu, kto nie zdąży wykopać sobie dość głębokiego "grobu". W tych okolicznościach przyrody swoje miejsce mają również Stalkerzy, którzy mimo przeciwności losu nadal będą szukać kolejnych artefaktów, wykonywać płatne zlecenia wsłuchując się jednocześnie w dźwięki swoich osobistych PDA.
"Oczy diabła" to historia, która wciąga niczym Zona. Idziesz się niby odlać, a w rezultacie znikasz zaabsorbowany kolejnym zadaniem, kolejną dobrze płatną misją. Miałeś właśnie zjeść utęsknione śniadanie, a okazuje się, że za moment liczysz pozostałe naboje i przegryzasz kawałek upieczonej padliny nad dogasającym paleniskiem. Pod tym względem nic się nie zmieniło i można mieć tylko nadzieję, że za jakiś czas ponownie spotkamy się z autorem w Czarnobylskiej Strefie Zamkniętej.
Dobrej Zony.