Po przyjemnym obcowaniu z 'Życiem motyli', z radością podjęłam się recenzowania 'Zginęła mi sosna'. No i się zdziwiłam 'na plus'. Książka nie dość, że terapeutyczna, to w dodatku nie powtarza schematów fabularnych typowych obyczajówek kobiecych. Gdybym miała szukać podobieństw, to kojarzy mi się ona z książką Ewy Ostrowskiej. Ale w sumie jest niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju.
Bohaterka powieści to Matylda. Matylda ma dosyć jednostajne życie, ale przeżywa je bardzo głęboko. Narracja prowadzona jest z kilku perspektyw czasowych: gdy Matylda jest babką i gdy jest młodsza. Jej ciągłe powroty do przeszłości wynikają z bałaganu emocjonalnego u Matyldy. Ona całe życie czuła się gorszą wersją swojej siostry, nie kochaną przez matkę, nie kochaną przez męża. Miała w życiu raz jedyny flirt z mężczyzną o miłym imieniu Fabian, ale nic z tego nie wyszło. Pozostały wspomnienia jedynych wakacji w jej życiu, gdy czuła się wyjątkowo. Podczas gdy siostra została aktorką, Matylda ledwie zdała maturę, co by jej nie przeszkadzało, gdyby nie chęć dorównania wymaganiom teściów, męża, siostry. Jedynie ojciec i ciotka Krystyna akceptowali ją taką jaka była. Po spotkaniu Fabiana Matylda postanowiła pójść do pracy: na pocztę. I była z tego zadowolona. W życiu rodzinnym Matyldzie udało się wychować dwóch wspaniałych synów, a w czasie, gdy jest babką, opiekuje się wnuczką Bisią. Bisia świetnie się dogaduje z babcią Matyldą, choć nie posiada jej skromności i uległości. Jest pewna siebie i ciekawa świata. To najprzyjemniejsza i najzabawniejsza postać w tej książce.
Powieść jest więc subtelną grą psychologiczną Matyldy, która już jako babka przepracowuje w sobie wszystkie trudne relacje swojego życia, które ją ograniczały: z siostrą, z teściami, z mężem, z matką, z Fabianem.... Pisanie książki o sobie i wyciąganie z cienia przeszłości wszystkich trudnych chwil daje jej ukojenie, aby na koniec pozwolić jej stać się sobą, rozkwitnąć.
Autorka buduje postaci z problemami, których rozwiązanie wymaga czasu i pracy nad sobą, które nie są kobietami, które jadą na prowincję i od razu biorą się za 5 biznesów naraz, zapoznają najprzystojniejszego faceta w okolicy i w ogóle mają ze wszystkim do przodu. Bohaterki książek pani Ryrych zmagają się ze wspomnieniami i problemami, które tkwią w nich. Nazwałam te książki terapeutycznymi.
Książka w ogóle nie jest nudna, ani jednostajna. Pomimo tych ciągłych skoków czasowych i ograniczonej liczby zdarzeń, postać Matyldy i jej świata wciągnęła mnie czytelniczo. Sekret tkwi w interesujących postaciach kobiecych: Matyldy, jej wnuczki Bisi i jej siostry Julii. Byłam usatysfakcjonowana, że wreszcie czytam książkę kobiecą, która nie odtwarza żadnego ze schematów powieściowych. Jest całkowicie oryginalna. To jak najbardziej powieść terapeutyczna, potrzebna po to, aby nam, czytelniczkom, pozwolić się uporać z naszymi relacjami. Matylda przez lata myślała o sobie, że jest brzydka, nieciekawa, bez ambicji, że traci życie. Okazało się, że było przeciwnie. Problem leżał w tym, jak ona o sobie myślała. A myślała o sobie źle, bo tak to wyniosła z domu. Z drugiej strony uchroniło ją to przed wieloma niepowodzeniami...
Mam nadzieję, że nie tylko ja pokochałam tę książkę i tę autorkę.