Przygnębiający przykład na to, że każdemu z nas na starość mogą się klepki poluzować.
Przygnębiający tym bardziej, że nas będą uznawać za wariatów, a Kerteszowi dawać medale i zapraszać na odczyty- a po lekturze "Ostatniej gospody" stwierdzam, że starczy uwiąd rzucił mu się na mózg.
Książka, mówiąc górnolotne, stoi pod znakiem nienawiści. Zapiekłej, histerycznej pogardy i złości na Węgrów i Europę.
Zdaniem tego pełnego jadu starca, Europa tylko czeka, ażeby dokończyć Holokaust. Myślisz, że sobie jaja robię, że noblista nie mógłby mówić takich oczywistych głupot? No to patrz:
"Europa skierowała kciuk w dół i dotyczy to Żydów. Antysemicka gadka nowych morderców: ""krytyka skierowana przeciwko Izraelowi nie jest antysemityzmem""."
On tak pisze na okrągło. Stawia w jednym szeregu nowoczesną Europę i Hitlera, każda krytyka lub przytyk w kierunku Żydów i Izraela jest słusznym powodem do krzyku i nazywania oponenta faszystą.
Chłop dostał Nobla właśnie za używania hasła "antysemityzm" jako kija. Otoczenie samo utwierdziło go w jego pomylonych poglądach, a z wiekiem mu się tylko to pogłębiło.
Wy temu przyklaskujecie?
Kertesz był przykładem stereotypowego żyda z memów, który co krok wypala "łoooo, antysemityzm!" gdy coś mu się nie podoba.
Jeśli żydzi mają być reprezentowani przez takie indywidua jak autor, to trzymajmy kciuki za Palestynę.
Nienawiść do Węgier i Węgrów to kolejny konik, na którym lubi jeździć zdołowany przez impotencję sybaryta, szukający wszędzie wrogów i lubiący pozować na jedynego sprawiedliwego.
Uśmiałem się zdrowo czytając, że ten wróg Węgier dokonał żywota... w Budapeszcie.
"Nie, nigdy mi nie wybaczą sposobu życia, będącego nieubłaganym następstwem niezależnego myślenia. Z tej perspektywy moje bycie Żydem jest tylko symbolicznym dodatkiem."
I tak to się mięli. Z jednej strony pozuje na skromnego Żyda, którego wszyscy chcą kopać i opluwać, z drugiej na pana świata, któremu ci sami ludzie muszą być posłuszni, bo jest Żydem właśnie. I to w ramach jednego akapitu, tak jest cały czas. Jaki to niby symboliczny dodatek, skoro przez ponad 300 stron co chwilę leci temat o obozach koncentracyjnych, nowym planie na holokaust i byciu Żydem.
Kwestią która też się rzuca w oczy, ale już nawet nie dziwi, jest megalomania autora, jego bufonada i zapatrzenie li tylko na czubek swojego kartoflowatego nosa.
Kertesz ma kilka przemyśleń, które by mi pasowały, ale to nadal za mało, żebym darzył sympatią ten stek bzdur.
Trzecim głównym filarem, jest bolesne studium starczych dolegliwości, myśleniu nad przemijaniem i nieuchronnym końcem życia. Dużo o bezsenności, kolejnych badaniach, lekarzach, diagnozach.
Całość, jako wypełniacz, jest przytkana co rusz kolejnymi historiami o wyjściu do restauracji, na odczyt, na kolację do znajomych.
I w sumie tyle.
Jest jeszcze fragment pierwszego podejścia do "Ostatniej gospody", ale to już jest jazda dla odważnych. Zupełnie inny styl, ale tematyka nie do ujęcia w racjonalnych ramach, raczej bardzo oniryczne, nie trzymające się kupy historie.