„Objęcia nocy” to drugi po „Rozkoszach nocy” tom cyklu o Mrocznych Łowcach. Jako, że nie czytałam pierwszego, miałam pewne obawy czy będę wiedziała, o co chodzi. Okazuje się, że fabuła jest niezależna od poprzedniej części, więc mogę czytać spokojnie. Co prawda spotykamy tu Kyriana i Amandę, ale są oni gdzieś w tle.
Tym razem głównymi bohaterami są Talon i Sunshine.
Talon, setki lat temu zdradzony i przeklęty przez boga wojny – Camulusa, w chwili śmierci zaprzedał duszę bogini Artemidzie w zamian za możliwość zemsty na zdrajcach. Został Mrocznym Łowcą, aby pozbyć się emocji i zabijać Daimony kradnące ludzkie dusze, żeby przedłużyć swój żywot. Przy okazji został obdarzony kilkoma nadprzyrodzonymi mocami, które ułatwiają mu zadanie. Jest też praktycznie nieśmiertelny. No i oczywiście zabójczo przystojny i idealny w każdym calu. Jedyne, na co nie może sobie pozwolić to miłość, bo zły bóg zabije każdego, kogo Talon ośmieli się pokochać.
Wszystko w jego uporządkowanym świecie stanie na głowie kiedy spotka Sunshine Runningwolf – piękną, seksowną i roztrzepaną artystkę. Talon od początku czuje, że nie jest ona po prostu kolejną kobietą na jedną noc, jakich miał wiele w ciągu tych setek lat.
Jakby mało miał problemów nagle okazuje się, że ktoś podszywa się pod jego szefa Acherona i pomaga dwóm zapomnianym bogom odzyskać moc. Jak się później okaże, nic nie dzieje się przypadkowo, a nasi bohaterowie zostali wplątani w o wiele poważniejsze kłopoty, niż im się na początku wydawało.
Wątek miłości Talona i Sunshine jest momentami dość… hmmm… oklepany? On piękny, ona piękna, kochają się, ale nie mogą być ze sobą, oboje nie są pewni, co czuje to drugie i wystarczy, że na siebie spojrzą, a już każde myśli o wskoczeniu do łóżka temu drugiemu. Do tego autorka co chwilę podkreśla jacy to Mroczni Łowcy są piękni, seksowni i idealnie zbudowani. No i Talon jest coś mało domyślny jak na faceta, który ma już 1500 lat. Ciągle zastanawia się, co jest w Sunshine takiego nadzwyczajnego, podczas gdy czytelnik domyślił się tego dawno temu.
Na szczęście fabuła to o wiele więcej niż te drobiazgi, więc nie są one aż tak denerwujące, jak mogłoby się wydawać.
Przez pierwsze sto stron dzieje się właściwie niewiele, dopiero później akcja nabiera tempa. Możemy bliżej poznać innych bohaterów książki i zależności między nimi. I muszę przyznać, ze bohaterów autorka stworzyła naprawdę świetnych.
Talon i Sunshine w chwilach, kiedy nie myślą o tym, żeby jak najszybciej wylądować razem w łóżku, są naprawdę sympatyczni. Ona jest totalnie roztrzepaną artystką, która najpierw mówi, a potem myśli i nigdy nie pozwala, żeby ktoś mówił jej, co ma robić. Talon to typ nieustraszonego, pewnego siebie przystojniaka, który dla ukochanej kobiety zrobi wszystko.
Acheron jest najstarszym i najpotężniejszym Mrocznym Łowcą, który skrywa wiele mrocznych sekretów i bardzo się będzie musiał natrudzić, żeby w zaistniałej sytuacji nie wyszły na jaw. Mimo tego zachowuje się bardziej jak dobry kumpel, niż jak szef wszystkich szefów ;)
"- To ile masz lat?
- Jedenaście tysięcy pięćset pięćdziesiąt jeden. I tak, owszem, czuję się dokładne tak staro.
- Rety, nie miałem pojęcia. Kurde, nie wiedziałem nawet, że wtedy żyli jacyś ludzie!
- A żebyś wiedział. Kumplowałem się z Flintstone'ami i pracowałem z nimi w kamieniołomie. Miałem własnego dinozaura-koparkę. Barney Rubble może i był niski, ale przynajmniej świetnie grał w kości."
Zarek jest uważany przez wszystkich za psychopatę i robi wszystko żeby tę reputację utrzymać. Nikogo nie słucha i robi to, na co ma ochotę, przez co może wpędzić w kłopoty nie tylko siebie, ale w ogóle go to nie rusza.
"- Przysięgam, niezależnie od Daimonów, jeśli nie będziesz grzeczny, odeślę cię na Antarktydę i zostawię, żebyś tam zgnił.
- O rety... - rzucił znudzonym tonem Zarek. - Jestem przerażony. Te mordercze pingwiny i włochate foki są na prawdę straszne."
Do moich ulubionych mogę zaliczyć jeszcze Nicka, człowieka, który pomaga Łowcom. Siedzi w tym na tyle długo, że nie boi się rzucić raz czy drugi złośliwą uwagą.
"- (...) Nick, przyprowadź wóz, przynieś ubranie, wymieć kominek, pościel łóżko, popilnuj mojego psychopaty, przynieś mi kapcie. Dobra, przyniosę ci te kapcie, i wepchnę ci je gdzieniegdzie.(...) Przysięgam, że matka powinna była nazwać mnie Reksio.”
Świetne są momenty, kiedy Łowcy się spotykają. Wtedy zauważamy, że niektórzy walcząc ramię w ramię ledwie się tolerują. Prześcigają się w sarkastycznych komentarzach, co niejednokrotnie wywołało u mnie wybuch śmiechu.
"- (...) Co ja sobie myślałem, kiedy zdecydowałem się na to spotkanie?
- Och, no wiesz - odezwał się Nick. - Że faceci, którzy mają po parę tysięcy lat, potrafią zachować się jak dorośli."
Do tego mamy kilku starożytnych bogów żyjących sobie beztrosko po dziś dzień.
Bardzo lubię takie książki, gdzie bogowie czy wojownicy żyli przez wieki i zmieniali się razem ze światem, dostosowując się do każdej kolejnej epoki aż w końcu spotykamy ich w naszych czasach, gdzie wyglądają i zachowują się jak dwudziestolatki. Autorka stworzyła historię w taki sposób, że przyjęłam to jako coś oczywistego. Jakbym codziennie na ulicy spotykała Morrigan czy Artemidę ;)
Podsumowując. Mnie do książki przyciągnęły właśnie nawiązania do mitologii i nie zawiodłam się [chociaż mam cichą nadzieję, że w kolejnych częściach będzie jej jeszcze więcej]. Ponadto dostałam wartką akcję, która przy końcu pędzi już jak szalona i dużo przepełnionych sarkazmem dialogów – dokładnie takich jak lubię. A to wszystko sprawia, że nie sposób się od książki oderwać i niecierpliwie oczekuje się na rozwiązanie wszystkich zagadek. Teraz pozostaje mi tylko przeczytać część pierwszą i czekać na kolejne.
Szczerze polecam, pozycja obowiązkowa dla każdego fana paranormal romance.