Mort Castle zupełnie niezasłużenie zaczyna wypływać na nasz rynek dzięki wydawnictwu Replika. Niezasłużenie, bowiem jest to autor, którego nieobecność na półkach naszych księgarń jest sporym niedopatrzeniem. Całkiem niedawno zachwycałem się jego „Księżycem na wodzie”, zbiorem niezwykłych opowiadań, teraz zapoznałem się z powieścią „Obcy”. Efekt? Poniżej.
Michael Louden to z pozoru zwyczajny człowiek, dobry mąż i ojciec, mężczyzna o ugruntowanej pozycji społecznej, miejscu w szeregu i szczeblu w łańcuchu pokarmowym. Ma świetną pracę, piękny dom i cudowną rodzinę. Z niecierpliwością zaś oczekuje, kiedy będzie mógł ją wymordować i wraz z innymi sobie podobnymi, ukrywającymi się w społeczeństwie, oczyścić świat ze słabych, nieodpowiednich elementów.
Pomysł nie należy do nowatorskich, co ciekawe, Castle nie bawi się nawet w ukrywanie swoich pobudek i zamysłów. Niemal od razu wszystko zostaje podane na tacy. Zabieg bardzo odważny i... niezwykły. Ten ostatni przymiotnik dość często pojawia mi się w głowie gdy myślę o literaturze tworzonej przez autora „Księżyca na wodzie”. Może dlatego, że tak naprawdę, bardzo trudno jest ją sklasyfikować, przetrawić, a często nawet zrozumieć. Pierwszy kontakt z „Obcym” bowiem odpycha czytelnika konstrukcją, pomysłem i przedstawieniem świata. Mamy bowiem do czynienia z czymś w formie dziennika psychopaty (skojarzenia z Dexterem Morganem jak najbardziej na miejscu), akcji nie ma tutaj prawie wcale, a bohaterowie są momentami tak sztuczni i przekoloryzowani, że nawet w najmniejszy sposób nie da się uwierzyć w ich istnienie. Jednak dalszy kontakt z powieścią... nic nie zmienia.
I najciekawsze, że to właśnie okazuje się siłą utworu. Castle w klasyczny dla siebie sposób lawiruje pomiędzy niedopowiedzeniami i aluzjami, choć jest to pozbawione poetyckiej wrażliwości typowej dla opowiadań, to jednak sprawdza się znakomicie w przypadku kreowania światopoglądu Obcego. Tak naprawdę jednak autor bawi się konwencją i widać, że nie zamierza tutaj w żaden sposób odkrywać nowych lądów, jedynie po swojemu potraktować utarte schematy. I tak też czyni.
Nie jest to powieść dla wszystkich. Powiem więcej, nie wiem do kogo autor chciał ją skierować. Utwór wymaga przyjęcia gry proponowanej przez pisarza w sposób niezwykle nachalny, ale jak się z czasem okazuje, wciągający. Brak tu jednak jakiejkolwiek nagrody za to bądź co bądź literackie dryfowanie wraz z twórcą. Co wreszcie najgorsze, wyłożenie na początku wszystkich kart na stół pozbawia powieść suspensu i grozy tak przecież w przypadku takiej tematyki wymaganej. Nie brak tu niepokoju, a po skończonej lekturze poczucie niepewności również jest możliwe, ale wniosek jest oczywisty, Castle sprawdza się o wiele lepiej w opowiadaniach. „Obcego” mogę polecić czytelnikom poszukującym odrobiny elitarności, oniryzmu i specyficznie pojmowanego prymitywizmu objawiającego się łagodną zabawą konwencją. Znajdą się tacy? Na pewno.