"Muskając" aksamit wyszperałam na bibliotecznej półce. Sam tytuł bardzo mi się spodobał, a nazwisko autorki brzmiało znajomo. Okazało się, że w jej dorobku znajduje się "Złodziejka" – powieść, którą czytałam jakiś czas temu i która zafascynowała mnie klimatem wiktoriańskiej Anglii. Pełna dobrych przeczuć wypożyczyłam książkę, licząc na zajmującą lekturę. O jakie było moje rozczarowanie!
Historię poznajemy z punktu widzenia Nancy, która jest narratorką powieści. Do jej rutynowego życia wkrada się zupełnie coś nieoczekiwanego. Poznaje Kitty Buttler, artystkę, która występuje na deskach teatru. Zaprzyjaźniają się ze sobą i pewnego dnia Nancy oznajmia rodzinie, że wyjeżdża do Londynu wraz z nowo poznaną przyjaciółką. Szybko przyzwyczaja się do życia w mieście i zaczyna własną karierę. Z nieśmiałej córki sprzedawcy ostryg przeistacza się w gwiazdę rewii londyńskiej. Wydawałoby się, że Londyn sprostał jej oczekiwaniom i pomógł spełnić marzenia. Jednak pewna sytuacja rujnuje wszystko, Nancy nie tylko rezygnuje z pracy w teatrze, ale również traci osobę, którą pokochała od pierwszego wejrzenia.
Książkę zaczęłam czytać z wielkim zainteresowaniem, przede wszystkim ze względu na tło epoki – Anglia pod koniec XIX wieku od dawna wzbudza moją fascynację. Jednak z każdą kolejną kartką rosło moje rozczarowanie. Muszę zaznaczyć, że autorka potrafi stworzyć odpowiednią atmosferę tamtych czasów, ale to jest jedyny plus tej książki. Waters jako znawczyni powieści wiktoriańskiej serwuje nam mnóstwo szczegółów dotyczących strojów, ciemnych zakątków miasta, czy panujących wtedy obyczajów. Trzeba przyznać, że zrobiła to w niezwykle realistyczny sposób i bez trudu można wczuć się w ten osobliwy XIX – wieczny klimat. Jednak mimo tematyki, która może wzbudzać kontrowersje, a nawet momentami siać zgorszenie, książka jest po prostu nudna. Akcja wlecze się jak flaki z olejem, bohaterka tylko błąka się po ulicach Londynu, albo oddaje seksualnym zabawom. Jedynie fragmenty dotyczące pracy w teatrze wydały mi się interesujące, cała reszta mnie nużyła i w efekcie przeskakiwałam co kilka kartek, czytając pobieżnie z nadzieją, że w końcu coś zacznie się dziać. Nie oczekiwałam wybuchu wulkanu, nagłej zarazy, czy Kuby Rozpruwacza, szukającego kolejnej ofiary, ale przydałby się choć minimalny skok akcji. Może częste opisy zbliżeń, momentami nieco perwersyjnych, miały dodać pikanterii, ale chyba nie zdało to egzaminu.
W tej historii po prostu nic ciekawego się nie dzieje, a główna bohaterka tylko mnie irytowała swoim zachowaniem. Początkowo Nancy wydała mi się dziewczyną może nieco zagubioną, ale mającą w sobie potencjał, a niestety nie zyskała w moich oczach. Naiwna dziewczynka ze swoim ślepym uwielbieniem zmieniła się w bezmyślną pannę, która nie ma własnego zdania i jej jedynym celem w życiu są uciechy łóżkowe. Nie potrafiła się odnaleźć, przybierała różne stroje i maski, gubiąc po drodze swoje prawdziwe ja. Stawała się kimś, kim oczekiwano żeby była. Może za surowo ją oceniam, ale takie odniosłam wrażenie, Nancy strasznie mnie denerwowała swoim podejściem do życia.
"Muskając aksamit" to historia o niespełnionych marzeniach i bólu porzucenia przez ukochaną osobę. Nancy po przybyciu do Londynu wiodła życie na dość dobrym poziomie, ale szybko dotknęła ją brutalna rzeczywistość, dając wręcz po twarzy i odbierając resztki naiwnego spojrzenia na świat. Jest to książka o poszukiwaniu własnego miejsca i zrozumieniu swoich pragnień, których spełnienie daje szczęście i ukojenie. Powieść więc powinna wprost kipieć od emocji, ale szczerze, to nie doszukałam się ich zbyt wielu. Pamiętam wyłącznie początkową rozpacz Nancy, a potem tylko nieokreśloną pustkę. Chyba nie potrafiłam wczuć się w tę historię, która mimo wszystko wydała mi się po prostu nijaka. Bo ile można czytać o lesbijskich skłonnościach, na których opiera się cała książka.
To moje drugie spotkanie z twórczością Waters i również w tej książce pojawia się motyw homoseksualnej miłości. Tym razem autorka niczym mnie nie zaskoczyła, ponownie ta sama sceneria wiktoriańskiej Anglii i bohaterka, która odkrywa swoje seksualne potrzeby. Najbardziej podobało mi się tło historyczne, które zostało sumiennie odwzorowane, ale książka niestety mnie rozczarowała. Była jakby powieleniem poprzedniej, którą miałam okazję czytać. Wydaje mi się, że "Muskając aksamit" zrobi większe wrażenie na tych, którzy nie mieli dotychczas do czynienia z twórczością Waters. Tematyka potrafi wzbudzić mieszane uczucia, a osadzenie akcji w XIX - wiecznej Anglii jest ogromną zaletą, ponieważ historia ma swoisty klimat. Czy polecam tę książkę? "Muskając aksamit" ma w sobie coś nieuchwytnego, co może zafascynować, albo wprowadzić w znużenie. Musicie sami się przekonać.