Oczekiwanie od kolejnej publikacji jakiegoś przełomowego spojrzenia na pierwsze lata powojenne w demoludach, to naiwność. Po pierwsze właściwie wiadomo jak to było, choć możliwa współczesna ocena światopoglądowo-wartościująca może okupywać kompletnie rozbieżne rejony myśli. Po drugie nie da się ‘odwołać’ autobiograficznych wspomnień setek naocznych światków. Można jedynie zbierać relacje pod różnymi kątami, akcentować pewne zjawiska, wydobywać określoną geograficznie grupę zmienności historycznych. Tak zrobiła Anne Applebaum w „Za żelazną kurtyną. Ujarzmienie Europy Wschodniej 1944-1956”. Prześledziła życie społeczno-polityczne Niemiec Wschodnich, Polski i Węgier w okresie do XX Zjazdu KPZR. Jej książka stanowi ciekawą perspektywę ‘obywatela Zachodu’ na ‘naszą’ socjalistyczną przeszłość. Wydobyte z archiwów i pamięci rozmówców zdarzenia, pozwoliły autorce nadać opowieści sporo dynamizmu i wielostronności. Końcowy efekt tych dociekań przyswaja się dobrze - jako nieszablonową rekapitulację ważnego składnika historii współczesnej. Jedna formalna uwaga. Niestety nie dostałem wytłumaczenia, czemu akurat te trzy republiki zostały wytypowane.
Główne zadanie pracy, jak Applebaum to określiła, polegało na przyjrzeniu się totalitaryzmowi poprzez codzienność ludzką – robotnika, inteligenta, malarza, pisarza, rolnika, oportunisty i nonkonformisty – zwykłego człowieka, który pamiętał wojnę i chciał jakoś żyć. Niektórzy sprzedali się ideowo, inni pozostali cyniczni, a większość nauczyła się dwumyślenia - innego w domu i rodzinie, innego publicznie na pochodach i w pracy. Radziecki walec frontów wojny i szybko zagospodarowany kawał Europy przez służby przemocy i administracyjny aparat, dziennikarka pokazała bardzo ciekawie. Odtworzyła bezpośrednie źródła nowomowy sekretarzy formowanych w szkole Kominternu w Ufie. Pokazała mechanizmy radzenia sobie komunistów z początkowymi porażkami wyborczymi i ich dość przemyślaną propagandę, która wzmocniona ‘likwidacją elementów reakcyjnych’ i paranoją Stalina, zdążyła się umocnić nim narody wykrzyczały jednoznaczne ‘NIE’. Ciekawie wybrzmiały przykłady gremialnego zawierzenia nowej władzy w tych pierwszych latach pasji odbudowy i ideowego zrywu. Dobrze udało się autorce uchwycić proces ‘uczenia’ się aparatu władzy, która ‘marksistowski ideał’ musiała wdrażać. Powoływanie organizacji, wydawnictw, stowarzyszeń, które miały sprawiać wrażenie niezależnych, chorobliwa potrzeba zajęcia umysłów obywateli nawet po pracy i ciągła inwigilacja (ta realna i domniemana), przenosiły komunizm w nowe obszary wyrafinowania. To właśnie liczne przykłady takiej ‘pokręconej’ codzienności stanowią najatrakcyjniejszy dla współczesnego czytelnika komponent książki.
Sprawne przechodzenie od detali (np. zadenuncjowanie nauczyciela w prowincjonalnej szkole przez ucznia będącego synem członka UB) do wielkich dziejowych przemian i ogólnych podsumowań porównawczych, wyróżnia pracę Applebaum. Bardzo ciekawie wypadło chociażby skonfrontowanie postaw prymasów Polski i Węgier, Wyszyńskiego i Mindszentyego (str. 310-316). Równie ważną składową opowieści są rozbudowane przykłady konkretnych charakterów, które odcisnęły historyczne piętno na pierwszych latach demokracji ludowej, a które nie były sekretarzami KC. Niektórzy lawirowali, inni przeszli prawdziwe/udawane przewartościowania. Łączyła ich niemożliwa do jednoznacznej (czarno-białej) klasyfikacji postawa moralna. Życie Rudolfa Garasina, Wolfganga Leonharda, Ferenca Nagy’ego czy Bolesława Piaseckiego mogłyby stanowić podstawę niejednej pasjonującej powieści.
Trafnie dobrane cytaty z publikacji źródłowych, to równie wartościowa warstwa tekstu. Zapewne powstały solidne opracowania o codzienności robotniczej w Nowej Hucie, ale już kilka zdań z reportażu młodego Kapuścińskiego do „Sztandaru Młodych” (str. 429-430) przenosi czytelnika wprost do nędzy robotniczej wobec ‘cudu megalomanii gospodarczej’. Dziennikarka nie osądza wprost przywołanych bohaterów (no, może poza oczywistymi degeneratami i mordercami), raczej daje czytelnikowi narzędzia w postaci faktów do w miarę zobiektywizowanego zanurzenia się w socrealizm, walkę z jazzem, uniformizm, ciągłe braki, podejrzliwość, awanse i degradacje. Dość sugestywnie prowadzi go do kilku punktów zwrotnych wschodnioeuropejskiej historii, by poczuł choćby namiastkę emocjonalnego (dojmująco realnego) zderzenia nadziei powojennej z daleką od oczekiwań rzeczywistością połowy lat 50-tych. Chociażby podczas V. Światowego Festiwalu Młodzieży i Studentów w Warszawie w 1955. Goście z ‘pierwszego świata’ byli otwarci, uśmiechnięci, kolorowo ubrani, a młodzi ‘drugiego świata’: „smutni, ponurzy, strasznie sztywni, spięci”. Odwilż 1956 zamyka historię książki, choć to jeden z kilku etapów zmienności komunizmu. To tylko zakręt w historii doświadczania ludzi przez totalitarny system. Applebaum dość dobrze podsumowuje kondycję krajów demokracji ludowych, mimo oczywistych różnic między nimi (str. 516):
„Pod jednym względem jednak wciąż pozostawały podobne: władza w żadnym z tych krajów najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy, że jest niestabilna z definicji. Szły od kryzysu do kryzysu nie dlatego, że nie umiały dopracować strategii politycznych, tylko dlatego, że samo komunistyczne przedsięwzięcie było wadliwe.”
„Za żelazną kurtyną” zdaje ciekawie relację z konsekwencji potwornej wojny, w wyniku której część Europejczyków nie miała szczęścia geopolitycznego. Pasjonaci historii XX wieku i osoby starsze mogą nie znaleźć w książce wiele odkrywczych ustaleń (choć o Rudolfie Garasinie w polskojęzycznym Internecie wciąż niewiele). Młodszy obywatel Zjednoczonej Europy dostaje bardzo zniuansowany zbiór faktów oferujących wartościową konstrukcję odtwarzającą codzienność sprzed kilku dekad.
DOBRE plus – 7.5/10
=======
(numeracja stron na podstawie wydania Świat Książki 2013)