Świetna opowieść o tych, o których mówi się mało. Zwykle są niewidoczni i mocno oddaleni od celu. Jednak są i dla oddziałów szturmowych, które bezpośrednio zmagają się z wrogiem, ta świadomość, że ktoś nad nimi czuwa jest na wagę złota. Snajperzy to nie tylko ci, którzy likwidują wrogów z dużego dystansu. To przede wszystkim jednostki, których zadania polegają na obserwacji i ocenie sytuacji na polu walki. Bez względu czy jest to Kosowo, Irak, Afganistan czy wiele innych miejsc gdzie ich obecność jak dotąd była niezbędna.
W kilku innych książkach o jednostce GROM, często przytaczany jest ten sam obrazek. Jednostka JW2305 jako nowy element Polskich Sił Zbrojnych musiała wykazać się w 1993 roku przed ówczesnym generałem na uroczystości w Rembertowie. Generała wówczas nie przekonały strzały oddane jednocześnie przez snajperów z trzech różnych pozycji, tworząc na tarczy jedną przestrzelinę. Wyśmiał wówczas dowódcę Sławomira Petelickiego i zarzucił mu manipulację. Petelicki podjął rękawicę i pozwolił generałowi narysować na planszy swój dowolny punkt. Gdy ten to uczynił, dowódca wyznaczył konkretnych snajperów, którzy mieli cel w zasięgu wzroku i wydał rozkaz. Od tego momentu GROM przestał być jedynie mrzonką o super jednostce. W jednym momencie stał się jednostką gotową do współpracy z najlepszymi na świecie, a jednym ze strzelających był autor tej książki.
Karol Soyka prowadzi czytelnika po kilku misjach, w których brał udział jako snajper GROM-u, a raczej postać, którą wykreował, bo jak zapowiada na wstępie zmienił dane wszystkich żołnierzy, tym samym swoje. W ten sposób, jak tłumaczy, mógł pozwolić sobie na większą swobodę podczas opisywania starć nie narażając się na kontakty z poważnymi panami ze służb bezpieczeństwa narodowego. W rezultacie otrzymujemy ciekawą opowieść o polskich snajperach opowiedzianą przez narratora, który potrafi bardzo dokładnie przywołać minione wydarzenia. Zna się na rzeczy i pewnie co bardziej dociekliwy, doszuka się w tej historii wielu powiązań z historiami opartymi na prawdziwych nazwiskach.
Krótko, bo zaledwie dwieście stron ale dla pocieszenia, to druga książka Karola Soyki, bo "Cel za horyzontem" gdzieś mi po drodze umknęła, więc grzechem byłoby nie nadrobić zaległości. Dla tych, którzy nie znają tych opowieści, proponuję zachować kolejność, bo w tej, znajdziemy kilka odniesień do poprzedniej książki. Nie wpływa to w żaden sposób na treść, ale kolejność to przecież kolejność.
Ponadprogramowo cytat, jakże uniwersalny.
„Lęk bierze się z niedostatków wiedzy. Zawsze tak było i będzie. Ludzie boją się tego, czego nie znają, natomiast wiedza cholernie dużo zmienia. Gdybyś zawsze wiedział, co cię spotka, co będzie jutro, czy wrócisz w jednym kawałku, nigdy niczego byś się nie bał. Ale my jesteśmy żołnierzami i ta niepewność jest naszym chlebem powszednim. I to jest w porządku. Ale co do pozostałych rzeczy, takich jak angielski, taktyka, zachowanie w terenie - wiedza jest decydująca. Wiesz, kiedy zyskasz pewność siebie? Kiedy będziesz wypełniony tą wiedzą po uszy i - co ważniejsze - kiedy zdasz sobie sprawę z tego, że ją masz. To cała tajemnica."