Poczynając od okładki tego dzieła, która pochodzi z wydania drugiego z roku 1971, muszę nadmienić, iż jest to obraz piękny i podsuwający nam pewne sugestie. Okładka przedstawia bowiem kobietę o rudych włosach, która dokonuję ablucji w wielkiej z lekka żelaznej misie. Kobieta jest naga, i podtrzymuje swe włosy na górze. Zdawałoby się jakby kucała przy czym pozycja ta przypomina oddawanie ukłonu lub hołdu.
Książka zaczyna się od nakreślenia sytuacji panny Nany. Autor wymienia wiele trudnych do przeczytania nazwisk i nakreśla stosunki głównej bohaterki z owymi osobami. Tytułowa bohaterka, jest śpiewaczką operową w teatrze Varteries. Spotykamy ją u szczytu swej kariery, kiedy rola Venus zaczyna zachwycać i oburzać mieszkańców Paryża. Nana bowiem, zaskakuję nie tylko swą urodą i talentem ale również odwagą, gdyż w końcowej scenie przedstawienia, ukazuję się naga otulona jedynie światłem rażących reflektorów. Jest ona kobietą pewną siebie, która zaskarbia sobie uwagę mężczyzn z niezwykłą łatwością. Zdawać by się mogło, że wszyscy przy niej słabną i stają się igraszką w rękach losu. W zamian za swoje towarzystwo jak i usługi matrymonialne, kobieta dostaję od swych amantów pieniądze, klejnoty a nawet domek na wsi. Jako iż jest kobietą o fizjonomii klasycznej arystokratki, z sukcesem kradnie serca wszystkich mężów Paryża. Ci, który padli ofiarą jej uroku, godzinami czekają w jej przedpokoju czy salonach, by móc ujrzeć ją choć przez chwilę. Ciężkie życie mają też jej konkurentki, gdyż żadna z nich nie potrafi przebić się wśród jej wysublimowanych wdzięków i uroku. Nana z lekka przypominała mi postać z powieści B.Prusa pt. „Lalka”. Tak piękna na zewnątrz a z lekka pusta w środku. Jej chaotyczne życie, miłość do błyskotek oraz niedbałość o własnego syna przywodziła mi również na myśl samą Violette Villas. Obie panie łączyła bolesna przeszłość skąpana w biedzie i niedostatku, obie dzięki swej urodzie wdzięku i talentowi, z czasem przedzierały się przez ciernie do gwiazd. Zola krytykował średnie i wyższe sfery dlatego też w powieści ich losy mogły szokować przeciętnego czytelnika tamtych czasów. Z użyciem pewnego słowa wstrzymywałam się do samego końca moich rozważań, chodzi mi dokładnie o „prostytutkę”. Muszę przyznać, że Nana była damą lekkich obyczajów, która kamuflowała się za pięknych głosem i za swoimi konkubentami. Z całego serca próbowała być normalną dobrze prowadzącą się kobietą, jednak jej infantylne usposobienie sprowadzało na nią co rusz inne fiasko.Jest to bez wątpienia lektura cięższa, gdyż spotykamy się z językiem nacechowanym wyniosłym stylem. Opisy bywają długie a główna bohaterka z interesującej kobiety zaczyna przeistaczać się w nich w rozwydrzone rudowłose dziecię.