„Hey, Teacher, leave them, kids, alone!” Któż z nas w latach szkolnych nie nucił „Another brick in the wall (part II)" z uśmiechem? Już wtedy, kiedy ja byłam dzieciakiem, Pink Floyd miał za sobą burzliwą przeszłość i status legendy na koncie. Dla niektórych ta muzyka była objawieniem geniuszu. Ja natomiast twórczość Pink Floyd znam raczej w niewielkim stopniu. Oczywiście potrafię zanucić te najsławniejsze kawałki, które zyskały już miano arcydzieła. Zapewne nie jest to wielki wyczyn, bo każdy fan muzyki rockowej mógłby odśpiewać te kilka najważniejszych utworów Floydów. Mimo wszystko z zainteresowaniem sięgnęłam po pozycję „Pink Floyd - Prędzej świnie zaczną latać” autorstwa dziennikarza muzycznego Marka Blake'a.
„Pink Floyd - Prędzej świnie zaczną latać” zaczyna się w dość nietypowy sposób, bo od końca. Autor wspomina ostatni koncert grupy w pełnym składzie. W roku 2005 skłóceni ze sobą, obrzucający się błotem i wzajemnymi oskarżeniami Roger Waters, Dawid Gilmour, Richard Wright i Nick Mason stają obok siebie na jednej scenie. W trakcie charytatywnej imprezy Live 8 w londyńskim Hyde Parku to sztuka jest najważniejsza. Zespół gra przez 18 minut. Muzyka triumfuje, wzbija się ponad wzajemną nienawiść. Panowie zdobywają się nawet na grupowy uścisk. Te kilkanaście minut dają nadzieje wszystkim fanom kultowej już grupy na zjednoczenie jej członków i wspólne koncertowanie. Wszelkie spekulacje przerywa śmierć Richarda Wright'a w 2008 roku i stwierdzenie Davida Gilmour'a, że od tej pory już nigdy nie wystąpi pod szyldem Pink Floyd.
W początkach Pink Floyd nie ma nic nadzwyczajnego. Grupka chłopaków z nad rzeką Cam marzy o wielkiej muzycznej karierze. Szkolni kumple jakich wiele z marzeniami starymi jak świat – sława i pieniądze. Liderem i głównym twórcą zostaje ekscentryczny Syd Barret. Pierwsze koncerty, pierwsze sukcesy, pierwsze kontakty z narkotykami. A to przecież dopiero początek, który staje się zapowiedzią ponad pięćdziesięciu wspólnych, burzliwych lat. A gdzieś w tle pobrzmiewają nuty dwóch najważniejszych albumów w dorobku grupy - „The Dark Side of the Moon” z 1973 r. i „The Wall” z 1979 r. Obie płyty uznane zostały za najlepiej sprzedające się albumy w historii muzyki. Ta druga obrosła już w swoją własną legendę, gdyż stała się ostatnim dziełem nagranym w starym składzie.
Mark Blake omawia poszczególne albumy, przedstawia opinie krytyki i przytacza słowa samych muzyków na ten temat. Śledzi trasy koncertowe. Tworzy obraz całego środowiska muzycznego otaczającego Floydów. Jeśli nie jest pewny jakichś informacji mówi o tym otwarcie. Spekulacje i mity nadal pozostają w sferze domysłów. Autor omawia też solowe kariery poszczególnych muzyków. Dużo miejsca poświęca samemu Sydowi Barretowi nawet po tym jak w latach sześćdziesiątych został wyrzucony z zespołu. Wspomina o życiu prywatnym członków zespołu. Zachowuje jednak umiar i dyskrecję. Dlatego wszyscy, którzy czekają na wszelkie mniej lub bardziej erotyczne historie i ekscesy będą rozczarowani. Trudno także natrafić na wszelkiego rodzaju anegdotki.
Kiedy zobaczyłam taką grubą cegłę początkowo byłam przerażona. Pomyślałam, że chyba nigdy tego nie przeczytam, albo umrę z nudów podczas lektury. Nic bardziej mylnego! Książkę czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Ilość storn i wydarzeń nie przytłacza. Mimo że jest to pozycja biograficzna, to króluje w niej wartka akcja. Ilość faktów i szczegółowość wydarzeń jest aż nieprawdopodobna. Nie wiem jakim cudem autorowi udało się zebrać całość materiału ale jestem pod ogromnym wrażeniem jego skrupulatności i uważam, że należą mu się brawa na stojąco za tytaniczną pracę, którą musiał wykonać. Całość dopełnia okładka książki przywodząca na myśl album „The Wall”. Oczywiście nie mogło na niej zabraknąć latającej świni Algie.
W lekturze tego monumentalnego dzieła jest coś przygnębiającego. Bo tak poza wszelkimi muzycznymi aspektami, „Prędzej świnie zaczną latać” to w gruncie rzeczy smutna opowieść o współzawodnictwie. O ambicji, egoizmie i dyktatorskich zapędach, które okazały się silniejsze niż przyjaźń, dobro wspólne i nawet muzyka, której przecież pryszczate chłopaki chciały poświęcić życie w czasach gdy trawa była bardziej zielona. Zderzenie mocnych osobowości i wielkich talentów zakończyło się z wielkim hukiem i spektakularnym upadkiem grupy. A może taka właśnie jest cenna talentu?
Polecam!