Już dawno nie miałam do czynienia z opowiadaniami, które tak chwyciłyby mnie za serce jak te. 'Już dawno' to w sumie określenie symbolicznie, bo doskonale wiem, jakie opowiadania chwyciły mnie za serce przed 'Rozbrojonymi'. To opowiadania Jacka Cygana 'Przeznaczenie, traf, przypadek', które recenzowałam na początku mojej blogerskiej przygody.
Autorka jest francuską pisarką i dziennikarką, a książka 'Rozbrojeni' ukazała się w Polsce w Wydawnictwie Literackim 22 sierpnia 2018 roku. Promowana jest przez wydawnictwo z książką 'Rozstanie' Katie Kitamury, która - myślę - też jest warta uwagi.
Ambitną, współczesną prozę francuską kojarzę raczej z eksperymentami formalnymi, z książkami, w których zabawa formą, narracją staje się celem sama w sobie. W każdym razie, gdy myślę o opowiadaniach francuskiej pisarki o samotności to z góry podejrzewałabym, że będą one atrakcyjnie formalnie, będą poszukiwaniem treści, ale na poszukiwaniu by się kończyły. Może mam niesłuszne skojarzenie, ale takie mam. W każdym razie 'Rozbrojeni' kompletnie nie trafiły w ten mój stereotyp, przeciwnie - zaskoczyły swoją celnością i oszczędnością formy wyrazu artystycznego. Na tomik składa się 7 opowiadań. Każde z nich przedstawia bohatera w innej sytuacji, w innym wieku, o innym stanie cywilnym, ale łączy ich samotność, tęsknota, poczucie opuszczenia i zwykłe pragnienie szczęścia, tak trudno osiągalne w dzisiejszych czasach. Już pierwsze opowiadanie, pt. 'Miłość dworska', wprowadza w klimat tego tomu. Bohaterką jest młoda mieszkanka Paryża, która pracuje wśród zwierząt, jest młodą singielką, a w mieście ma tylko przyjaciółkę. Dziwnym trafem trafia na imprezę, w której podrywa ją młodzianin pretendujący do inteligencji. Opowiadanie przesycone jest subtelną ironią, wynikającą z napięcia pomiędzy stereotypami, jakie posiadamy w związku z poetami, inteligencją, wynikającą z obcowania z kulturą, a rzeczywistością. Bo to ta dziewczyna, która nie zna literatury, jest natomiast wrażliwa na drugą istotę, to właśnie ona jest bardziej 'dworska' niż on. A przecież 'miłość dworska' wywodzi się z Francji, z Prowansji ... I polegała przecież na sztuce opiewania kobiety poezją i była kultywowaniem miłości platonicznej. Tutaj, w opowiadaniu, poezja jest dobrym sposobem na podryw, w który główna bohaterka daje się wkręcić. Narratorka pierwszoosobowa nie zna tylu pięknych słów, co jej elokwentny adorator. Właściwie, najobszerniej potrafi mówić tylko o swoich zwierzętach, ale po wszystkim czuje się skrzywdzona, choć na opowiedzenie o swoich uczuciach brakuje jej słów. Kwituje to tak:
Zawsze używamy jakichś awaryjnych słów, żeby nazwać uprawianie miłości, kiedy wiemy, że miłości w nim nie ma i nie będzie . Ale ja - i w życiu tego nikomu nie powiedziałam, szczególnie Samii - ale ja, kiedy się... Dla mnie zawsze jest. Moje ciało to... Moje ciało to ja. To też ja. To ja, która w nim żyję i ...
I właśnie dlatego nigdy nie wychodzę z tego bez szwanku.
Ani ja, ani mój smok.
Nigdy.
Nigdy nikogo nie oszukałam.
Nigdy.
Zawsze odwzajemniałam.
Szczerze mówiąc, to opowiadanie bardzo mnie wzruszyło i coś we mnie poruszyło, gdyż pokazuje, że szczerość w uczuciach nie ma nic wspólnego ze sposobem bycia, z tym jak wyglądamy, ani z tym, ile trudnych słów znamy. On, wyglądał na poetę, a ona nie, z tą swoją obciśniętą koszulką, odkrywającą jej wszystkie walory. On mówił słowami poezji, a ona ... jej zabrakło słów, ale wie, że coś jej zabrano, że ją skrzywdzono, że tak się nie robi. W innym momencie mówi, że dlatego woli zwierzęta, bo one odwzajemniają poświęconą im uwagę. Gdy ona się o nich troszczy, to one też na jej widok merdają, pokazują, że ją lubią. To smutne, że we współczesnym mieście człowiek jest tak daleko od człowieka, że sens nie jest już zbliżeniem, ale jakąś karykaturą bliskości.
Po tym opowiadaniu następne traktuje o wdowie z dwójką dzieci, która głęboko przeżywa śmierć męża. Jest też i inna kobieta, którą ta wdowa poznaje w tej swojej samotności, kobieta, która już 4 lata tkwi z związku na odległość z żonatym facetem.
Żeby nie opowiadać wszystkich opowiadań, stwierdzę, że największe wrażenie zrobiło na mnie opowiadanie o ojcu zmarłego syna, któremu zdechł (wybaczcie, ale nie trawię słowa odszedł. Odchodzi mąż do kochanki) pies. I to ten pies zbliżył w przeżywaniu żałoby swojego pana i jego żonę. Przepiękne, subtelne i jednocześnie mocne w treści.
W tych siedmiu opowiadaniach autorka oddaje chyba wszystkie odcienie samotności współczesnego człowieka i wszystkie rodzaje niespełnionych relacji międzyludzkich. Gdy się je czyta, nie sposób nie czuć, że tak właśnie jest. Dobre jest to, że autorka pokazuje, że jakaś forma katharsis jest możliwa, że nie jesteśmy skazani na samotność i niezrozumienie, choć okazuje się, że to zwierzęta uruchamiają w ludziach naturalne instynkty. Bo czyż bliskość i miłość nie są naturalnymi instynktami?
Świetne opowiadania.