Swoją przygodę z Katarzyną Michalak zaczęłam od „Nadziei”. Książka urzekła mnie tak bardzo, że czułam niedosyt i musiałam dostać więcej. Mój wybór padł na „Poczekajkę”, choć tak naprawdę nie tyle była to kwestia wyboru, co ograniczonych zasobów bibliotecznych. Niewiele myśląc wypożyczyłam książkę do domu i z uśmiechem na twarzy zabrałam się za czytanie.
Tytułowa Poczekajka to malutka miejscowość pod Zamościem, do której w poszukiwaniu swojego wymarzonego Amrego, wprowadza się główna bohaterka – Patrycja. Trzeba przyznać, że jest to postać, która budzi sympatię i poniekąd rozczula. Lekarka weterynarii, aspirująca na czarownicę dwudziestokilkoletnia dziewczyna, która wciąż jeszcze nie pozbyła się dziecięcych marzeń i z naiwnością w oczach wyrusza na poszukiwanie swojej wielkiej miłości. Na przeszkodzie do spełnienia marzeń stoi nie kto inny, jak matka bohaterki. Zaborcza prawniczka uwielbia mieć pod kontrolą życie swojej córki, więc robi wszystko, żeby zmusić ją do powrotu do Warszawy. Posuwa się do tego, że opłaca mężczyznę, którego zadaniem jest rozkochać w sobie Patrycję, a potem boleśnie zranić, tak aby z podkulonym ogonem wróciła w ramiona matki. Z pozoru nic prostszego dla zabójczo przystojnego Łukasza, ale ani on, ani główna zainteresowana nie podejrzewają, że temu właściwemu bliżej jest do żaby niż do księcia…
Z informacji zamieszczonych na okładce możemy się dowiedzieć, że w „Poczekajce” znajdziemy „zarówno radość życia, jak odrobinę łez, które nadają mu smak. Jej lektura da Ci wiarę, że nie wolno tracić nadziei. Ani marzeń. Przenigdy”. I dokładnie to dostałam. W mniejszym lub większym stopniu, ale było. Fabuła przypominała mi nieco bajkę dla dorosłych, w końcu znajdziemy tu magię, niewinne marzenia, a nawet i księcia z bajki. I, mimo że nie jest to lektura wymagająca, ani ambitna to pozwala spędzić urocze chwile z mieszkańcami Poczekajki i pracownikami zamojskiego zoo. Doskonale odpręża i odrywa od codziennych problemów. I faktycznie, pozwala na nowo odzyskać wiarę w marzenia., nawet te naiwne, dziecięce, jak to, że pewnego dnia przyjedzie po nas książę na białym koniu.
Bohaterowie są wspaniali, choć oczywiście nie wszyscy. Ale ciepło i sympatia jaka bije od niektórych przyćmiewa podły charakter innych. Ja najbardziej polubiłam Dziadka Aureliusza, poczciwego staruszka, który zawsze stara się czynić dobro i naprowadzać pozostałych na właściwą drogę, ale nie w nachalny sposób, mówiący o gniewie Boga i ogniu piekielnym, nic z tych rzeczy.
Jeśli miałabym mówić o minusach to tylko w kwestii gustu, a o tych podobno się nie dyskutuje. W mój literacki gust zdecydowanie bardziej trafiła „Nadzieja”, która była poruszająca i nie tak infantylna jak „Poczekajka”, taka podobno nie-w-stylu-pani-Kasi. Nie mogę jednak powiedzieć, żeby drugie spotkanie z autorką mnie rozczarowało. Wiedziałam, czego się spodziewać i dokładnie to dostałam.
Polecam „Poczekajkę” wszystkim dziewczynom i kobietom, które utraciły wiarę w marzenia oraz tym, które po prostu chcą się odprężyć przy lekkiej, pełnej magii lekturze, bo chyba niewiele jest osób, którym lekkie pióro Katarzyny Michalak nie odpowiada.