Są książki, które się czyta. Są też takie, które się przeżywa. „O czym szumi ocean” Wiktorii Emilii Regin to właśnie ta druga kategoria. To powieść, która wciąga od pierwszych stron i nie pozwala oderwać się aż do samego końca. A kiedy ten moment nadchodzi... zostaje w sercu coś na kształt pustki, niedosytu i tęsknoty za historią, która jeszcze chwilę temu była tak żywa.
Trzy kobiety. Trzy losy, które wojna rzuca w wir dramatycznych wydarzeń.
Ewa, pełna pasji aktorka, której marzenia roztrzaskują się na murach getta warszawskiego. Ruta, kobieta rozdarta między miłością a zemstą, zmuszona spojrzeć przeszłości prosto w oczy. Róża, zawsze w cieniu, a jednak to ona musi podjąć decyzje, od których zależy jej przyszłość.
Każda z nich walczy o coś innego, ale wszystkie łączy jedno: trudne wybory, których nie powinien musieć podejmować żaden człowiek.
Wielkim atutem książki jest styl autorki. Plastyczny, pełen emocji, a jednocześnie pozbawiony zbędnego patosu. To nie jest opowieść, która tylko opowiada o wojnie, to historia, która sprawia, że ją czujesz. Ból, Strach, Nadzieję. Czujesz narastające napięcie, kiedy bohaterki muszą podejmować decyzje niemożliwe do podjęcia. Czujesz bezsilność, gdy historia wdziera się w ich życie i odbiera im wszystko, co znane. To właśnie ten realizm sprawia, że książka tak mocno chwyta za serce.
Ale… zakończenie?
Tu pojawił się we mnie niedosyt, a może i lekka frustracja. Po tylu stronach pełnych napięcia, oczekiwania i emocji liczyłam na coś więcej. Może na mocniejszy akcent? Może na większe domknięcie niektórych wątków? Nie mogę powiedzieć, że finał był zły, ale nie dał mi tej satysfakcji, której pragnęłam. Może właśnie w tym tkwi jego siła? Może autorka chciała, byśmy sami dopowiedzieli sobie pewne rzeczy, pozostając z pytaniami, które nie dają spokoju?
Mimo tego „O czym szumi ocean” to książka, która nie daje o sobie zapomnieć. To powieść, która zostawia w sercu ślad. Pokazuje, że wojna to nie tylko daty i wydarzenia z podręczników, to przede wszystkim dramaty ludzi, których głosy często giną w historii.
Czytałam tę książkę z zapartym tchem, momentami czując ścisk w gardle, a innym razem walcząc ze łzami. Bo to nie jest opowieść, którą po prostu się kończy i odkłada na półkę. To historia, która zostaje w sercu jeszcze długo po zamknięciu ostatniej strony. Polecam z całego serducha.