Znany aktor pisał przez 20 lat w sekrecie dzienniki, którymi, jak powiedział córce: „zza grobu, chcę przypieprzyć wszystkim.” Czy przypieprzył? Raczej nie, mamy teraz takie czasy, że dzienniki sprzed lat mało kogo obchodzą. Wszystkie ówczesne spory i animozje wyblakły, a główni protagoniści: Tadeusz Konwicki, Gustaw Holoubek, Tadeusz Łomnicki, Andrzej Szczepkowski, Kazimierz Dejmek i wielu innych od dawna już nie żyją i powoli odchodzą w niepamięć.
Wyłania się z dzienników obraz narcyza skoncentrowanego na sobie, szczęśliwego, gdy błyszczy w towarzystwie, obsesyjnie wrażliwego na opinie innych. Największe pochwały nie mogły go zadowolić, „Za to jedno bolesne słowo dręczyło go latami”, jak pisze córka Zuzanna. Ostatnie lata dziennika to skrupulatnie opisane starzenie się autora, mało interesująca lektura. Bo te dzienniki, przykro to pisać, są przede wszystkim nudne, narzekania, problemy zdrowotne, przykre słówka o kolegach aktorach, skrupulatne odnotowywanie przejawów hołdu (każda standing ovation jest dokładnie wyliczona), i tak to się ciągnie bez końca.
Paradoksalnie, najciekawszy w książce jest wstęp pióra córki pana Andrzeja, Zuzanny, która daje przenikliwą charakterystykę osobowości ojca. To był w gruncie rzeczy „przedwojenny panicz z dobrego domu”, który męczył się w komunistycznej rzeczywistości. Pisze pani Zuzanna, że wielbił Tadeusza Konwickiego, ale był mocno zazdrosny o Gustawa Holoubka, którego z kolei wielbił Konwicki. Sporo jest w książce okrutnych opinii o Holoubku, wynikają chyba z owej zazdrości.
Pisze pani Zuzanna, że aktorstwa nie szanował: "Uważał, że to zawód dla narcystycznych idiotów, że inteligencja w nim tylko przeszkadza. Złościł się, że nie został prawnikiem, jak jego ojciec Borys, albo lekarzem, tylko aktorem."
Nie doczytałem dziennika do końca, nie byłem w stanie, po pierwsze, nuda, po drugie strasznie dużo tam żółci, po trzecie, chciałbym pamiętać pana Andrzeja jako wytwornego, zdystansowanego dżentelmena, a książka niestety mocno burzy ten wizerunek.
Moim zdaniem to rzecz tylko dla amatorów: teatrologów czy historyków teatru, dla przeciętnego czytelnika mało interesująca.
Plusem książki są świetne biogramy osób wymienionych w dzienniku. Minusem – brak fotografii.