"Nowy współlokator" autorstwa Klaudii Błaszczyszyn to debiut literacki, który przyciąga uwagę piękną okładką, cudownymi wklejkami i intrygującym opisem, który zdecydowanie zachęcił mnie do sięgnięcia po tę publikację. Muszę przyznać, że gdy miałam ją już w swoich dłoniach, kilkukrotnie obracałam książkę w dłoniach, zachwycając się jej wyglądam i nieco narzekając, że jest taka krótka, bo spędzę z nią jedynie jedno popołudnie. Finalnie czytałam ją jednak 3 dni... Dlaczego? Już śpieszę z wyjaśnieniem.
Nicole Noen to młoda dziewczyna, która do tej pory mieszkała z babcią. Przyszedł jednak taki czas, że kobieta nie mogła dłużej zajmować się wnuczką, dlatego Nicole musiała wprowadzić się do starszego brata. Kiedy dziewczyna przybyła na miejsce, okazało się, że brat mieszka ze współlokatorem.
Tobias Black to chłopak, dla którego do tej pory liczyły się wyłącznie przygodne znajomości z dziewczynami oraz ogólnie pojęta zabawa. Czy z uwagi na siostrę swojego przyjaciela zmieni swoje postępowanie? Tego dowiecie się, sięgając po pierwszą część serii "Pod jednym dachem".
Muszę przyznać, że jestem rozczarowana tą publikacją. Jeżeli miałabym jednym słowem opisać całą książkę z pewnością określiłabym ją mianem chaosu.
Sam pomysł na historię był całkiem ciekawy, ale wykonanie zupełnie do mnie nie przemówiło. Było nieskładne, nielogiczne i przeraźliwie nudne.
Już podczas czytania pierwszego rozdziału miałam wrażenie, że trafiłam na jakąś wyliczankę, bo większość zdań była bardzo krótka, więc automatycznie zaczęłam czytać je w konkretnym tempie. Dodatkowo bardzo irytowały mnie sformułowania typu: "nie był chudy ani gruby" czy "nie był biedny ani bogaty", ponieważ od razu nasuwało mi się, że takie osoby były po prostu nijakie.
Niestety nie poczułam również żadnej chemii z bohaterami, zarówno z tymi głównymi, jak i pobocznymi. Było to głównie spowodowane tym, że akcja gnała do przodu, jakby brała udział w Wielkiej Pardubickiej. Na dodatek poszczególne osoby, które pojawiały się w całej historii wyłaniały się niczym z podziemi, by następnie szybko zniknąć w równie niezrozumiałych okolicznościach. Ponadto autorka nie zadała sobie także trudu, aby zapoznać czytelnika z relacjami rodzinnymi głównej bohaterki, które w zasadzie powinny być podwaliną całej historii.
Jeżeli chodzi o zakończenie to chociaż jakoś niespecjalnie lubię ten motyw, myślę, że w tym wypadku może być dobrym wyjściem do kolejnej części, o ile zostanie odpowiednio rozegrany.
Chociaż "Nowy współlokator" niekoniecznie przypadł mi do gustu, pamiętajcie, że jest to tylko i wyłącznie moje zdanie. Każdy czytelnik jest inny i każdemu może podobać się co innego, dlatego, jeżeli chcecie dowiedzieć się, czy jest to lektura dla Was, musicie przekonać się o tym sami.