I ponownie spotykam się z twórczością Nory Roberts. Przyznam, że nie sądziłam, iż tak prędko to nastąpi! Mamy do czynienia z serią nowych wydań starych książek. Odświeżono szatę graficzną, aktualnie prezentuje się o wiele ładniej. Oczywiście, całość nadal pozostawiono w tonie zgodnym z treścią, aczkolwiek zapewne więcej czytelników poczuje zainteresowanie tymi powieściami. Koneserom romansów nazwisko Roberts raczej nie jest obce, ale młodsze pokolenie w większości styka się z autorką po raz pierwszy. Dlatego warto było pomyśleć o wyglądzie okładek, ich zmianę oceniam na spory plus. Dzisiaj mocniej skupiłam się na opisaniu tego typu detali ze względu na to, że niedawno recenzowałam „Księżniczkę i tajnego agenta”, więc nie chcę za dużo się powtarzać! Jednak przybliżę odrobinę tajemnic, specjalnie dla osób, którzy dopiero teraz trafili na moją opinię.
W tym tomie Nora nadal zachowuje swój charakterystyczny styl. Wiele namiętnych wyznań, lecz nie popadających w zbytnie banały. Zadbano o proporcję, nie czułam ciarek zażenowania w trakcie czytania, lektura sprawiła mi przyjemność. A nawet spodobała mi się bardziej niż poprzedniczka, bowiem to właśnie tutaj możemy trzymać kciuki za silną kobietę, temperamentną. Akcja wypada dość realistycznie, jak na taką fabułą. Owszem, obserwujemy bajkową miłość, mającą za zadanie pokonać wszelkie przeciwności losu — a ten nieustannie podsuwa kłody pod nogi. Aczkolwiek ciągle się chce kibicować bohaterom, są sympatyczni. A znamy ich już z „Księżniczki i tajnego agenta”.
Akcja posunęła się o siedem lat do przodu. Gabriella i Reeve również się pojawiają, lecz pole do popisu oddają komuś innemu. Aleks, następca tronu, wydaje się być człowiekiem sztywnym, bezwzględnie przestrzegającym panujących wokół niego zasad. Jakby nigdy nie pozwalał sobie na dozę szaleństwa, luzu. Natomiast Eve nie boi się żadnych wyzwań. Walczy o swoje, a przy tym pozostaje całkiem urocza, mimo wybuchowego temperamentu, chwilami potrafiącego wpakować ją w kłopoty. Zupełne przeciwieństwa, przyciągające się niczym magnesy.
Tak, Eve przypadła mi do gustu. Polubiłam tę dziewczynę, pozornie niesamowicie otwartą. Ale ukrywa sekrety, jak uczucie do mężczyzny, który, w jej oczach, uważa ją za osobę wyłącznie irytującą. Aleks i Eve prowadzą miłosną grę, zauroczeni w sobie od lat! A ciągle wychodzący z założenia, że jedno drugiego zwyczajnie nie cierpi. Z pewnym rozbawieniem (pozytywnym!) obserwowałam ich perypetie. Gdy już myślałam, iż w końcu rozwiążą swoje problemy — znowu wracali do punktu wyjścia. Początkowo cała akcja toczyła się stosunkowo wolno, aczkolwiek następna połowa książki wypadła naprawdę dobrze! Aż trochę się zdziwiłam. Lekka powieść, sprawiająca czytelnikowi radość. Czego żądać więcej?
Komu powinnam polecić „Księcia i artystkę”? Naturalnie, osobom pragnącym poznać dalsze losy postaci występujących w części pierwszej. Ja sama nie spodziewałam się, że te historie rzeczywiście mnie wciągną. Nabawiłam się takiej „słodkiej słabości”, będę wypatrywać kolejnych tomów, a coś czuję, iż szybko się pojawią. Serię rekomenduję każdemu, kto chciałby odpocząć od codzienności, odprężyć przy filiżance gorącej herbaty. Powieści Nory Robert mogą być też świetnym prezentem dla mamy lub babci. Boże Narodzenie nadchodzi wielkimi krokami!