Zwykle w wigilijny wieczór wypatruje się pierwszej gwiazdki, po to aby zasiąść do kolacji, otworzyć prezenty, zaśpiewać kolędy. Czasami jednak wypatrując gwiazdki okazuje się, że można zobaczyć coś więcej. Czego szukał Pal Andersen nie wiem, ale wiem, że zobaczył coś, czego na pewno nikt nie chciałby ujrzeć. Miło jest samotnemu człowiekowi ogrzewać się podglądając przez okna rodziny zgromadzone przy choince. Przecież to taki uroczy obrazek - ciepło światła, radość skrzących lampek na choince, uśmiechy dzieci w trakcie rozpakowywania prezentów – to wszystko może złagodzić świąteczną samotność człowieka. Ale kiedy obraz za oknem odbiega drastycznie od wszelkich norm i przewidywań może przeobrazić nie tylko Wigilię w koszmar. Pal ujrzał taki obraz. Profesor Pal ujrzał morderstwo. To, co nastąpiło po tym jest ciągiem burz, które szaleją w umyśle przypadkowego świadka, jakim stał się profesor. Wszystko przez jeden niewykonany telefon, przez zły wybór i tchórzostwo Andersena. Od tej chwili każdy jego dzień będzie dostosowany do rytmu życia tego człowieka, który dopuścił się zbrodni. Życie Andersena przeniesie się do okna, uzależni od włączanych i wyłączanych świateł w domu naprzeciw. Jego umysł będzie walczył ze sobą – raz się usprawiedliwiając z błędnej decyzji, aby za chwilę besztać za brak zdecydowania przez, które profesor stał się nie tylko świadkiem morderstwa ale i jego wspólnikiem. Chroniąc mordercę od odpowiedzialności za popełniony czyn przez nie wykonanie telefonu na policję, niejako w nim uczestniczy. Od tej chwili jego życie staje się koszmarem, który wyłącza powoli Andersena z codzienności, separuje od znajomych, sprawia, że ten nie pragnie niczego innego jak dowiedzieć się, co też stało się w mieszkaniu naprzeciw. Staje się uzależnieniem. Chcąc i nie chcąc wiedzieć więcej nieświadomie zaczyna przybliżać się do domniemanego mordercy. Bojąc się, jednocześnie pragnie go poznać. Początkowe oddalenie, umywanie rąk od zbrodni przeradza się w obsesję Andersena na punkcie sąsiada-mordercy, paradoksalnie zbliża ich do siebie. Już nie musi profesor wypatrywać świateł w oknie naprzeciwko, teraz już może spędzać wspólne wieczory ze zbrodniarzem.
Książka Noc profesora Andersena nie należy do najłatwiejszych, nie jest też typowym kryminałem. Przez mnogość charakterystycznych dla profesora literatury wywodów na jej temat oraz dzięki nietypowej relacji świadek-morderca staje się ciężkim studium psychologicznym człowieka uwikłanego we własne myśli. Jednak ta krótka makabryczna opowieść wigilijna – jakbym ją określiła – i mała, pozytywna dawka nerwów może okazać się przyjemnością na jeden wieczór. Taka trochę denerwująca historia do czego może prowadzić bark zdecydowania i konsekwencji w postępowaniu. Denerwująca w sposób konstruktywny, bo przyspieszający lekturę, dzięki ciekawości, która rodzi się, jak - nie przymierzając - dziwaczny związek Pala i zbrodniarza. Jak wybrnąć z tego uwikłania, jak naprawić coś, czego nie da się naprawić? Czy wystarczy wziąć słuchawkę telefonu do ręki ...