Wolicie książki w twardych oprawach czy w miękkich?
Jeśli o mnie chodzi to nie ma to dla mnie znaczenia, choć nie powiem, bo książki w twardej oprawie więcej zniosą i pięknie prezentują się na regale. Osobiście mam całą serię Harrego Pottera i Gry o tron w twardej oprawie i jestem nimi zauroczona :D
Jeśli już mowa o twardych okładkach, to zapewne wiecie, że wydawnictwo vesper robi mega robotę, jeśli chodzi o wydawanie swoich książek. Ich okładki wyglądają świetnie, a w środku książki można znaleźć sporo ilustracji, nadających mroczny klimat każdej historii.
„Koniec” to debiut literacki Bartłomieja Grubicha. „To baśń o mieście, w którym zawsze pada deszcz i skończył się świat” – jak głosi napis na okładce, która mnie na myśl przywodzi Pennywise’a z powieści Stephana Kinga :P Zaczynając czytać tę książkę, byłam ogromnie ciekawa o czym w ogóle będzie ta historia i po cichu liczyłam na to, że odczuje lekki dreszczyk niepokoju na plecach… czy tak było? Hmmm… no niestety nie.. ale od początku.
Młoda barmanka Ania z dnia na dzień znika bez słowa wyjaśnienia. Nikt nie wie co nią kierowało, ale jedyny ślad za nią prowadzi do Bydgoszczy. Zrozpaczona babcia dziewczyny prosi księdza o pomoc w jej znalezieniu. Oprócz niego w ślad za dziewczyną rusza jej najlepsza przyjaciółka Kasia i platonicznie zakochany w niej mężczyzna, który dziennie wzdychał do niej, w miejscu jej pracy. Troje bohaterów, którzy jadą w nieznane w poszukiwaniu dziewczyny, która tak naprawdę może być dosłownie wszędzie. Czy ich poszukiwania okażą się owocne?
Tak naprawdę ciężko mi cokolwiek napisać o tej książce. Określiłabym ją jednym słowem, ale przekleństwa są tu nie na miejscu :P Czytając tę historię miałam wrażenie, że to jakieś pomieszanie filmów Sin City i Silent Hill. Oba były oderwane od rzeczywistości i dziwne, tak samo jak ta książka… Z jednej strony w ogóle do mnie nie przemawiała, a z drugiej strony byłam ciekawa jak się zakończy. Non stop zastanawiałam się czy uda im się odnaleźć dziewczynę i czy to będzie w jakiś sposób spektakularne i zaskakujące. Liczyłam na to wielkie wow, które roztopi mój mózg, ale niestety się go nie doczekałam, a po zakończeniu odczułam jedynie ulgę, że w końcu przez nią przebrnęłam. Nie mówię, że to zła książka, bo najpewniej jej po prostu nie zrozumiałam. Na pewno miała swój przekaz, jednak moje szare komórki niczego się nie dopatrzyły… Dla mnie było tu za dużo chaosu, wszystko było aż za groteskowe, niektóre rzeczy wprawiały w zadumę, szokowały, a nawet doprowadzały mnie do tego, że po czasie nie wiedziałam o czym ja w ogóle czytam. Niemniej trochę mnie intrygowało jak to się wszystko potoczy. Jednakże po przeczytaniu całości poczułam się ogromnie zmęczona tą książka… W ogóle z początku nie mogłam przestawić się na styl pisania autora. Zapewne było to zamierzone, ale ja spotykam się z czymś takim po raz pierwszy. Tak jakby każdy z bohaterów był z leksza „przyćmiony”. Jeśli ktokolwiek by mnie spytał o to, jaka była ta ksiązka, mogłabym tylko odpowiedzieć, że dziwna J no niestety, ale nie polubiłyśmy się. Może akurat Wam przypadnie do gustu, jeśli lubicie surrealistyczne historie.