Według statystyk z 2011 roku, w Polsce rocznie ginie około 3,5 tysiąca dzieci. W państwach na całym świecie liczba ta jest nawet kilkakrotnie wyższa. Niestety rzadkością nie jest, że rodziny zaginionych widzą swoich bliskich po raz ostatni w dniu porwania. Często policja jest bezsilna, a wiele z tych osób nigdy nie wraca do domu, bo nikt nie widział, nikt nie słyszał…
Książka zawiera w sobie trzy historie, trzech różnych kobiet. Pozornie nic je nie łączy, jednak jest taka rzecz, blizna w psychice, która pośrednio dotknęła każdą z nich.
Lena ma dwadzieścia kilka lat i całe życie przed sobą. W przeciwieństwie do swojej siostry Sary, która wiele lat temu, będąc zaledwie siedmiolatką zaginęła na terenie Gdyni i nigdy się nie odnalazła. Ale Lena nie traci nadziei…
Poznamy również Agnieszkę – początkującą, choć dobrze zapowiadającą się piosenkarkę, Polkę mieszkającą we Francji, która nie potrafi porozumieć się z własną matką. Być może dlatego, że nigdy tak naprawdę z nią nie rozmawiała… Agnieszka nie wie nic o swojej przeszłości w ojczyźnie, nie zna swojego ojca, sama już nie wie, kim jest. Jako dorosła kobieta wraca do Polski w poszukiwaniu siebie, ale czy uda jej się załatać tę dziurę w osobowości?
Jest jeszcze Monika. Odnaleziona po latach, uwolniona z ciemnej piwnicy swojego oprawcy. Pytanie tylko czy dla niej Nowak to rzeczywiście oprawca. Był jedyną osobą z jaką miała kontakt przez lata, nic dziwnego, że na swój sposób się do niego przywiązała…
Wszystkie trzy historie łączy jedno – porwanie. Czy gdzieś wśród bohaterek powieści odnajdzie się Sara?
Inspiracją do napisania książki „Nikt nie widział, nikt nie słyszał” była bardzo nagłośniona historia Nataschy Kampusch – Austriaczki przez kilka lat przetrzymywanej w piwnicy swojego oprawcy. Ofiara po ucieczce cierpiała na syndrom sztokholmski, co M. Warda pokazała nam przez pryzmat Moniki.
Ogromne brawa należą się autorce za kreację bohaterów. Każda z trzech kobiet opisana jest w sposób tak realistyczny, jak gdyby istniała naprawdę, tuż obok nas. Czytelnik bez problemu może się z nimi utożsamić, jednocześnie żywiąc nadzieję, że sytuacja rozwiąże się na korzyść każdej z nich. Choć życie nie było dla nich łaskawe, a los nieustannie rzucał im kłody pod nogi, to przecież czas leczy rany i po latach wiodły one względnie normalne życie. Choć zadra w psychice pozostanie na zawsze to z zewnątrz ciężko byłoby dostrzec jaka trauma spoczywa na barkach Leny, Agnieszki i Moniki.
Autorka podjęła bardzo trudny temat, który zawsze wzbudza ogromne emocje i szarpie nerwy. Nie jest to książka czytana dla relaksu, czytelnik musi nastawić się na trudne wątki, dramaty, jakie przeżywają rodziny porwanych osób oraz historie, które rzadko kończą się happy endem.
Jest to doskonała powieść psychologiczna, trzyma w napięciu do samego końca i kiedy wydaje nam się, że już jesteśmy blisko rozwiązania, autorka robi nam psikus i całkowicie burzy nasze przypuszczenia. „Nikt nie widział, nikt nie słyszał” zdecydowanie polecam osobom zainteresowanym tematem kidnapingu, jak i tym, którzy lubią historie z dreszczykiem, pełne emocji i nieustannej nadziei, że może jednak ktoś widział lub słyszał…