Wyobraźcie sobie, że lśniąco czerwony Grand Tourer S, 2-drzwiowy, z napędem na 4 koła cichuteńko, ledwie z szelestem opon podjeżdża pod drzwi waszego domu. To motoryzacyjne cudeńko może na (w pełni naładowanych) bateriach elektrycznych pokonać nawet 620 mil, a amerykańska firma Tesla Incorporation właśnie przyjmuje zapisy na ten wspaniały model. To mi trochę przypomina kolejkę za maluchami, ale kto z nas pamięta aż tak zamierzchłe czasy? Teraz ekscytujemy się futurystycznymi rozwiązaniami, które poruszają nie tylko fantazję, lecz przede wszystkim napędzają świat. Jak kiedyś idee, pomysły i wizje Nikoli Tesli.
Nikola Tesla – naukowiec, wynalazca, wizjoner, geniusz wyprzedzający czasy, w których przyszło mu żyć. Tak powiedzą jedni. Inni z kolei widzą w tym serbsko-amerykańskim elektrotechniku czystego szarlatana, nadętego snoba i kompletnego dziwaka. Jak jest prawda? Przeczytajcie „Nikolę Teslę. Zapomnianego geniusza” Patricka Shannona, a sami się dowiecie. Ja już jestem po lekturze.
Suche fakty o Tesli można znaleźć w tak obecnie popularnej, bo na wyciągnięcie ręki, Wikipedii. Ale są takie fakty i takie wiadomości, które można wyczytać tylko w biografiach lub książkach poświęconych danej osobie. Patrick Shannon podaje fakty o Tesli. Patrick Shannon dla urozmaicenia wplata w fakty obiegowe pogłoski, a nawet towarzyszące Tesli konfabulacje. Co więcej, Patrick Shannon niektórym fragmentom książki nadaje fabularyzowany styl, dzięki czemu sceny jak żywe stają nam przed oczami. Dla mnie najsmakowitszym kąskiem były fragmenty pochodzące z autobiografii Tesli, korespondencji z innymi osobami, wyimki z artykułów prasowych czy z pozostałych dokumentów. Dawały obraz sytuacji i pozwalały samodzielnie dokonać własnej interpretacji przytaczanego materiału. Szkoda tylko, że choć Shannon wprawdzie wskazał na końcu książki źródła, z których korzystał, to już niestety w tekście nie ma do nich bezpośrednich odnośników. Na szczęście w wielu miejscach można z kontekstu wywieść, z jakiego źródła cytowany fragment pochodzi. Czasami pojawiają się także potknięcia natury korektorskiej, bo raz Tesla przybywa do Ameryki w 1882, a raz w 1884. Prawidłowy rok to 1884. Te drobne usterki nie mają jednak – w mojej ocenie – większego wpływu na odbiór całości, a wydawnictwo zapewne usunie je podczas prac nad kolejnym wydaniem.
A jak czyta się „Nikolę Teslę. Zapomnianego geniusza”? Shannon opowiada nam o Tesli niczym stary, dobry gawędziarz. Historię czyta się z przyjemnością. Autor ma zwyczaj wybrane momenty ubarwiać najczęściej tłem pogodowym, wówczas najczęściej porywisty wiatr staje się zapowiedzią mających nastąpić wypadków, jak na przykład chwili, gdy Tesla pełen niepokoju i niemal bliski utraty przytomności drży o umierającą matkę. Miejscami w felietonowym stylu Shannon zwinnie przeprowadza nas przez historię tzw. „wojny prądów”, jaką toczyli między sobą prawie na wycieńczenie Tesla z Edisonem i do jakich intryg, aż z zastosowaniem krzesła elektrycznego, był w stanie posunąć się ten drugi. A opisy wykładów i eksperymentów prowadzonych przez „władcę piorunów” (bo tak był też nazywany przez współczesnych) nawet obecnie pobudzają wyobraźnię i wywołują emocje. Możecie więc sobie uzmysłowić, z jaką mocą Tesla na żywo potrafił oddziaływać na umysły, gdy stojąc przed audytorium, przepuszczał przez swoje ciało prąd o wysokim napięciu, przy czym wszystkiemu towarzyszyły błyski, iskry i trzaskające wyładowania. Potem z wielką wytwornością kończył pokaz, schodził z podium i magnetyzującym głosem kontynuował prelekcję, podczas gdy jego ubranie nadal emitowało drobną poświatę. Widzowie byli wręcz urzeczeni. Barwnie też oddał Shannon klimat ówczesnej epoki z jej kapitalistyczną drapieżnością i bezwzględnością nastawioną na szybki zysk. Fakt, że autor skupia się raczej na milowych wydarzeniach z życia wynalazcy ma swoje wady i zalety. Minusem może być wybiórczość przedstawionych zagadnień, natomiast plusem to, że Shannon wybrał i przedstawił, w jego mniemaniu, najistotniejsze chwile, nie zarzucając czytelnika drobiazgami.
Osoba Tesli po latach fascynuje i wciąż inspiruje. O wielkości jego umysłu świadczą pozostawione przez niego wynalazki, patenty, udoskonalenia stosowanych rozwiązań oraz wizjonerskie podejście do nauki i jej możliwości. Dla dobra ogółu potrafił zrzec się tantiem związanych z zastosowaniem patentów na system prądu zmiennego, byle tylko ten trafił pod strzechy i był w powszechnym zastosowaniu. Ameryka bezwzględnie zweryfikowała jego ideały i Tesla zmarł ubogo, niedoceniany, nawet lekceważony za swe dziwactwa, fobie czy niedokończone prace. Czy wiecie, że miał obsesję na punkcie cyfry 3? Nigdy nie nocował w pokojach, których numer nie byłby podzielny przez 3. Warto sięgnąć po jego biografię, bo trochę wstyd by było jeździć elektrycznymi autami marki Tesla, nie wiedząc przy tym, komu je zawdzięczamy. Nie, nie mówię tu o Elonie Musku.