Nie mam szczególnej ochoty wnikać w sytuacje bohaterów i zastanawiać się nad ludzką moralnością, wyborami i tym wszystkim, czym ludzie kierują się w takich sytuacjach. Bezmyślnością można nazwać jednorazowy skok w bok, bo zadziałał nastrój chwili, hormony, wzburzenie po kłótni ze stałym partnerem, czy co tam jeszcze. Jednak romans rozpatruje się w innych kryteriach. Nawet jeśli dochodzi do zdrady fizycznej, to nie ona tak nas boli, ale kłamstwa, działania na dwa fronty i okradanie z czasu, jaki winniśmy naszym bliskim. Przedstawiony rozkład udanego związku pokazuje jedno: nieważne co posiadasz i jak to cenisz, bo zawsze ci mało. Najpewniej to chęć odmiany, spróbowania czegoś do tej pory niedostępnego powoduje zwrócenie się przeciw - w gruncie rzeczy - sobie samemu.
I nie mam pojęcia czy tak jest skonstruowana ta powieść, czy jakieś moje uprzedzenie spowodowało, iż Claire irytowała mnie swoim postępowaniem od początku. Tu nawet nie chodzi o samą zdradę, a o wyciąganie ręki po cudze w jakimkolwiek aspekcie. Winslow'owie oczarowali ją od pierwszego spotkania, to fakt. Ale ile wart jest człowiek, który nadużywając uprzejmości gospodarzy potrafi wygryźć ich z tej bezpiecznej przystani i chcieć budować własne szczęście na gruzach innego związku?
W epilogu, już z perspektywy dziesięciu lat od tamtych perypetii, podczas rozmowy Waltera i Claire, poznajemy jej zdanie na temat owej zdrady. Zastawianie się młodym wiekiem i spychanie wszelkiej odpowiedzialności na drugą osobę, odbiera najdrobniejsze nawet przejawy sympatii czy raczej litości do bohaterki. Mówi wprost: "Nie ponoszę żadnej winy. Byłam młoda i zakochana." A mnie naiwnie wydawało się, że do tanga trzeba dwojga.
Ostatecznie może być. Zaledwie przeciętnie opowiedziany dramat, który niespecjalnie miałam ochotę doczytać do końca. Jednak to właśnie koniec daje najwięcej emocji po pozbawionej ekscytacji podróży po świecie kochanków. Dlatego, jeśli zaczniemy przygodę z tą lekturą, to naprawdę warto ją dokończyć.
Zaskakującym elementem jest w tym wypadku sam dobór narratora, który niczym sprawozdawca relacjonuje przebieg znajomości Harrego i Claire. Zagląda wraz z nimi do restauracji, hoteli, wkrada się do łazienek publicznych i pokoi - miejsc intymnych spotkań dwojga zafascynowanych sobą ludzi. Tego typu narrator stwarza niestety barierę między bohaterami, a czytelnikiem. Przez całą fabułę miałam wrażenie ukradkowego podglądania kochanków, jakbym była dokładnie tam z nimi, ale patrząc pod innym kątem. Nie potrafiłam skupić się na całej sensualności. Trudno przebić się przez strukturę opowiadającego, który - w moim odczuciu - staje się filtrem blokującym głębsze przeżycia bohaterów. Właśnie takie podporządkowanie treści zmysłom obserwatora nie daje wglądu w świat buzujących odczuć kochanków, przeżycia są po części zduszone, po części zniekształcone, widziane oczami tego trzeciego, który, nawet gdy nie zabiera bezpośrednio głosu, daje odczuć swoją obecność.
Zdecydowanie książka momentami nudziła mnie, chwilami naprawdę mało interesowało mnie to, co rozgrywa się na jej kartach. Romans jak romans. Ot, kolejna zdrada, samo życie. Dopiero ostatnie rozdziały przykuły moja uwagę i spowodowały wzburzenie podejściem kochanki do całej sytuacji. To nie motyw zdrady wywoła w nas zniesmaczenie do całej historii i być może wstręt do tej kobiety, ale właśnie ona sama, poprzez podejście, brak poczucia winy i żalu oraz podkreślenie, że przecież wygrała z konkurentką. Okrutnie egoistyczna postawa bohaterki przysłania współwinnego zdrady, bo Harry w tym wypadku jest niczym ofiara modliszki.