W wraz z "Najpiękniejszym snem" dobiegła końca ostatnia wizyta w Marcinkach, Jędrzejowicach i Sennej. Znani i lubiani bohaterowie pozostawili po sobie mnóstwo pozytywnych wrażeń i taką bliżej nieokreśloną tęsknotę za Mazurami, które mają swój niepowtarzalny urok i czar.
Ostatnia część Mazurskiej Sagi rozpoczyna się znów z mocnym "przytupem". We dworku w Marcinkach pojawia się niespodziewany gość w postaci niemowlęcia - malutkiej dziewczynki o mocno niebieskich oczach, którą w Wigilijny wieczór przynosi do domu nie kto inny, tylko ranny, broczący krwią Siergiej Sodarow. Nikt nie ma pojęcia kim jest dziecko i jaką przynosi ze sobą tajemnicę. Tym bardziej, że dźgnięty nożem Sierioża jest nieprzytomny i w stanie krytycznym trafia do szpitala, gdzie lekarze bardzo się starają zachować go przy życiu. W tym czasie we dworze rozpoczynają się spekulacje na temat matki maleńkiej Michasi i ewentualnej zdrady, jakiej mógł dopuścić się Sodarow...
Nie zdradzę co wyniknie z tego całego ambarasu i jak los potraktuje znanych i lubianych bohaterów. Możecie być jednak pewni, że niespodzianek i wrażeń nie zabraknie.
Miło było po raz kolejny udać się w odwiedziny do Domoradzkich i Sodarowów, choć trzeba przyznać, że życie ich nie oszczędza. Marcinki i Senna przyzwyczaiły nas do tego, że zawsze słychać tam śmiech dzieci i radosne poszczekiwania czworonogów. Tym razem jednak jest to śmiech przez łzy, bo życie po raz kolejny postanowiło wystawić ich na próbę.
Powieść czyta się szybko i z zainteresowaniem. Nie ma czasu na nudę, bo wciąż jesteśmy bombardowani coraz to nowymi kłopotami. Wydarzenia dostarczają wiele emocji, choć przyznaję, że liczyłam na jeszcze mocniejszy akcent. Zwróciłam też większą uwagę na schematyczność i powtarzalność, które częściowo odbierały mi niestety przyjemność czytania. Kolejne dziecko - niespodzianka to dla mnie lekka przesada, podobnie jak ponowne przyjęcie marnotrawnej Natalii. Naiwny i łatwowierny Bartosz, dojrzały facet po przejściach, którego tak łatwo jest omamić i "wyprowadzić w pole"... Takie to dla mnie mało realistyczne, sztuczne i naciągane. Momentami miałam wrażenie, jakby autorka powielała wcześniejsze scenariusze, bo zabrakło jej inwencji i pomysłu na dokończenie wątków.
Do stylu pani Katarzyny zdążyłam się już przez lata przyzwyczaić i tym razem aż tak mnie nie drażnił. Zdaję sobie sprawę, że daleko mu do doskonałości, ale ja zawsze staram się skupiać przede wszystkim na odbiorze emocji. I pod tym względem nie było źle, choć liczyłam na nieco więcej. Żadna sytuacja nie wzruszyła mnie tak bardzo, żeby łza zakręciła mi się pod powieką, jak to bywało przy poprzednich powieściach.
Jeśli lubicie proste historie o zagmatwanych losach bohaterów, które pozostawiają po sobie pozytywne wrażenia to lektura Mazurskiej Sagi będzie odpowiednim wyborem. Ja osobiście miło będę wspominać pobyt w Sennej i Marcinkach, z czasem na pewno zatrą się też pewne niedoskonałości i myślę, że opowieść ta znajdzie jakiś mały kącik w mojej pamięci. Jest szansa, że pozostanie tam na dłużej. Ciekawa jestem, czy macie podobne odczucia po przeczytaniu wszystkich sześciu części?...