Powieść "Nieśmiertelny" autorstwa Gillian Shields zakupiłam razem z książką "Błękitnokrwiści" po okazyjnej cenie na allegro. Jak się później okazało jednak niezbyt mnie zachwyciła; natomiast na drugiej zawiodłam się już zupełnie - i wtedy zrozumiałam, że powinnam bardziej dokładnie wybierać nowe zakupy, a nie kierować się tylko ceną, która niezmiernie mnie podkusiła, a dostałam "figę z makiem".
Wrzosowiska wznoszą się surową falą brązów, zieleni i fioletów. Puste wzgórza smaga wiatr. Stare mury pną się ku niebu, a rzędy okien wpatrują się w noc jak niewidzące oczy. To Wyldcliffe Abbey – elitarna szkoła z internatem dla dziewcząt… Evie przyjeżdża tu jak na zesłanie. Wyobcowana i samotna sądzi, że spotkało ją największe nieszczęście – gdyby nie tajemniczy Sebastian, chłopak jakby nie z tego czasu i świata. Na spotkania z nim Evie wymyka się niemal co noc. Ale nawet jemu nie przyznaje się, że czasem na szkolnym korytarzu widzi dziewczynę zdumiewająco do niej podobną, lecz ubraną w staroświecką suknię. Nieznajoma chce jej coś powiedzieć, przed czymś ostrzec... Jakby znała jakiś sekret – o Evie i o Sebastianie...
Książkę zaczęłam czytać już parę dni temu, oczekując naprawdę dobrej i wciągającej lektury. Skończyłam ją dopiero wczoraj ze zmieszaniem i rozczarowaniem na twarzy. Myślałam, że nietrafiona okładka wydawnictwa Amber jakoś zrekompensuje się w postaci niesamowitej treści, ale niestety bardzo się myliłam. W jeden dzień przeczytałam zaledwie siedemdziesiąt stron, co równa się ośmiu rozdziałom na czterdzieści dziewięć; po prostu nie byłam w stanie przebrnąć przez kolejne męczarnie. "Nieśmiertelnego" można nazwać wręcz nudną powieścią dla nastolatek, która nie wnosi nic nowego, marnujemy tylko na nią czas - rozkoszując się jedynie pięknymi widokami w wyobraźni starego domu oraz wrzosowiska. Myślę, że autorka chciała napisać gotycką książkę, a okazało się, że zalatuje ona kiczem i tandetą.
Główna bohaterka Evie - niezmiernie irytujące dziewczę, doprowadzające czasami do tego, że aż mi było jej szkoda, ale nie z powodu sytuacji w jakiej się znalazła, ale jej "małego rozumku". Nie mogłam jej znieść, jej przemyśleń, jej miłości do Sebastiana już po pierwszym spotkaniu i tego udawanego oddania; tego, że nagle stała się taka waleczna, a jeszcze pięć minut temu płakałaby w koncie wołając ojca. Wszystko było sztuczne i plastikowe. Nawet ta ich miłość niezbyt interesująca, płytka i nie do końca prawdziwa i warta uwagi. Z tyłu książki napisane jest: 1.Miłość jak ze "Zmierzchu" - nic podobnego, to kolejna kiepska próba imitacji pięknego uczucia. 2. Tajemnica jak ze "Świata nocy" - nie mam pojęcia, książka leży nieruszona na półce. 3. Atmosfera jak z "Wichrowych Wzgórz" - zbezczeszczanie jednej z moich ulubionych książek; wydawnictwo chyba przeliczyło się o kilka poziomów...
Sam język nie do końca jest taki zły. Shields pisze płynie, ale zdecydowanie przesadza z opisywaniem uczuć głównej bohaterki, zwłaszcza, że narracja jest pierwszoosobowa, co powoduje, że przesładza i doprowadza do tego, że Evie zaczyna drażnić zamiast zachwycać i wzbudzać sympatię.
Jednak znalazłam dwa plusy w tym całym zagmatwaniu i zabieganiu. Pierwszym są na pewno opisy przyrody oraz starych, zapomnianych i zakurzonych budynków z epoki wiktoriańskiej, które rzeczywiście działają na wyobraźnię i pozwalają nam odczuć ten smak kurzu i staroci. Cała gotycka sceneria wieje "Mrocznym Sekretem" Libby Bray, która (w przeciwieństwie do obecnej pani) potrafi zachwycić. Drugim plusem jest to, że a książka to istny środek do walki z bezsennością! Naprawdę udało mi się zasnąć już po trzech rozdziałach, kiedy czytałam ją w ciepłym łóżeczku, a zazwyczaj mam z tym problem.
Podsumowując, "Nieśmiertelny" nie zrobił na mnie żadnego wrażenia. Wątpię czy sięgnę po kontynuację ("Zdrada"), która ma podobno wyjść z rąk wydawnictwa Amber już w tym roku na jesień.