Bardzo dobra polska powieść... no właśnie, jaka? Kryminalna? Niby jest przestępstwo, przestępcy, policjanci, śledztwo. ale coś mi w tym określeniu nie pasuje do dziełka Goszczurnego. Co dokładnie - o tym za chwilę. Sensacyjna? Znów - to określenie nie jest w odniesieniu do tej książki zupełnie od czapy, ale nie całkiem do niej pasuje. Nie ma wszak gonitw, pościgów, helikopterów itd. Istnieje, w każdym razie istniał kiedyś taki gatunek jak powieść łotrzykowska, to jest chyba najtrafniejsze określenie "Długiego..."
Dlaczego, mimo iż wszystko wskazuje na to, ze mamy do czynienia z kryminałem, moim zdaniem nie jest to kryminał. To chyba jedyna potencjalna wada książki, w każdym razie największa. Nie ma to nic wspólnego z faktem, że powieść jest, jak sam autor przyznał, inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Nie byłaby to przecież ostateczna - czy choćby nawet szczególnie mocna - przeszkoda w jej zakwalifikowaniu jako klasycznego kryminału. Chodzi o co innego, o to, że w wypadku "Długiego..." trudno w niej mówić tak naprawdę o ciągu akcji. Bardziej mamy tu do czynienia z ciągiem scen z życia pewnej grupy ludzi, przestępców, ludzi z ich otoczenia oraz policjantów, niż z jedną, kompletną opowieścią. Paradoksalnie nie ma tu wcale jakichś znaczących wątków pobocznych. Są sceny, które prowadzą do finału, łączą się, ale... No właśnie, to łączenie niespecjalnie prowadzi do tego celu. Wiem, że to co napisałem brzmi może wręcz głupio, ale tak to wygląda, a nic więcej nie mogę napisać, nie zdradzając zbyt wiele z fabuły.
Taka konstrukcja książki odbija się wyraźnie na postaciach. Są "freskowe". Namalowane delikatną kreską, mówiąc dosadniej: mało o nich wiemy i niespecjalnie zostają w pamięci. W największym stopniu tyczy to policjantów, którzy nie zostają w ogóle. No, może "ta kobieta" (nazwiska czy stopnia nie pamiętam, ciekawe czemu) i jej nienarzucający się profesjonalizm jest tu wyjątkiem Podobnie cywile, nic o nich nie wiemy i wiedzieć nie chcemy. Najlepiej jest z drugą stroną, przestępcami, ale i oni mieli potencjał na o wiele silniej poruszających niż są. No i jeszcze panna Zosia, o której chciałoby się napisać, że nie taka głupia na jaką wygląda. Chciałoby się. Ale nie można. Taka właśnie, "freskowa" konstrukcja postaci nie może być moim zdaniem uznana za błąd autora, czy przejaw jego niekompetencji. To po prostu cecha, nie wada, tego tekstu.
Gdy idzie o język, to już totalnie nie ma się do czego przyczepić. Jest przejrzysty, a jednocześnie w pełni pasujący do książki. Gdy dana scena ma trzymać w napięciu - to trzyma. Gdy mamy wchodzić w sferę uczuciową postaci - wchodzimy. Gdy mamy przyjąć czyjś punkt widzenia - przyjmujemy. Choć, jak już pisałem, być może z postaci nie wyciągnięto wszystkiego, co można było, to na pewno nie za sprawą problemów autora z narracją. Przeciwnie, tu właśnie znaź rękę mistrza. Znać tu rękę człowieka, który pisać umie.
Tempo akcji jest również ze wszech miar odpowiednie. W zasadzie stałe, choć autor wie, kiedy nieco przyśpieszyć i w pełni tę wiedzę wykorzystuje.
Czy Trójmiasto jest jednym z bohaterów powieści,... Trójmiejskość jest tu dość mocno wyeksponowana, no i widzimy dość szeroką gamę lokalizacji. Wydaje się, że tu coś jednak szwankuje. Nie do końca czuć te porty, te slamsy, to inteligenckie mieszkanie. Zwłaszcza kwestia portu, to, że akja powieści rozgrywa się w jego okolicy ma dla niej znaczenie, ale my nie czujemy jakoś jego "zapachu".
Recenzja wyszła po części krytycznie, może bardziej krytycznie, niż bym tego sam chciał, toteż na koniec powtórzę - "Długi..." to powieść bardzo dobra, zaskakująca, trzymająca w napięciu, niegłupia bynajmniej, dająca dużo satysfakcji czytelnikowi. Polecam.