Aleksander Dumas to jeden z moich ulubionych pisarzy. Być może moi znajomi mniej obyci ze słowem pisanym powiedzieliby z nutką złośliwości w głosie, że to ze względu na narodowość tegoż. Nie ukrywam, że mam lekka obsesję na punkcie Francji i wszystkiego, co francuskie, a zwłaszcza na punkcie francuskiej muzyki i literatury, niezależnie od tego jednak i tak uważam, że Dumas to prawdziwy geniusz. Moim pierwszym spotkaniem z nim był właśnie Hrabia Monte Christo.
Akcja tej powieści rozgrywa się w ciągu wielu lat. Głównym bohaterem jest marsylski marynarz Edmund Dantes. To człowiek szczęśliwy i o świetlanej przyszłości. Niebawem ma ożenić się z piękną kobietą, w której jest do szaleństwa zakochany i która odwzajemnia w pełni jego uczucie. Na dodatek ma zostać kapitanem statku. Niestety ludzie, których uważał za swoich przyjaciół składają na niego fałszywy donos, wskutek którego Edmund zostaje uwięziony w ponurej twierdzy If. Spędza tam w odosobnieniu wiele lat, w czasie których rozmyśla o przeszłości, o ojcu i ukochanej. Marzy także o ucieczce. Marzenie to pewnego dnia urzeczywistnia się dzięki determinacji mężczyzny i szczęśliwemu zbiegowi okoliczności. Od tej chwili Edmund żyje zemstą. Postanawia ukarać tych, którzy zniszczyli mu życie.
Ta powieść to prawdziwe arcydzieło literatury. To książka dla każdego. Zawsze tak samo zachwycająca, cudowna i intrygująca – od początku do końca. I chociaż rozmiar dzieła może niektórych odrzucać, zachęcam, by przezwyciężyli tę niechęć, bo naprawdę warto.
Niezwykle intrygujący jest, moim zdaniem, główny bohater. To tajemniczy dziwak, człowiek-zagadka. Trochę nieobliczalny i gruboskórny, a zarazem o ukrytej gdzieś tam głęboko w sercu wielkiej wrażliwości. Postać to niewątpliwie specyficzna i niejednoznaczna. Może budzić złość, irytację, niechęć, podziw, sympatię, litość i wiele innych uczuć. Przede wszystkim sposób wykreowania tej bohatera uderza, mimo wszystko, swoją prawdziwością, wiarygodnością, przy jednoczesnym wrażeniu pewnej baśniowości.
Konstrukcja fabuły jest – co tu dużo mówić – mistrzowska. To jedyne pasujące określenie. Fabuła, piękna i ciekawa, obfituje w liczne zwroty akcji, niedopowiedzenia, intrygi, które potęgują w czytelniku napięcie, podsycają ciekawość i nie pozwalają się oderwać czy zapomnieć o lekturze choćby na moment. Wciąga od pierwszej do ostatniej strony i chociaż chwilami można odnieść wrażenie, że akcja jest kompletnie nieuporządkowana, to tylko pozory, bo zaraz okazuje się, że element, który wcześniej wydawał się bezcelowy, idealnie pasuje do całości i ujawnia w pełni nieprawdopodobny geniusz pisarski autora.
Pewne partie pierwszego tomu mogą wydawać się trochę nużące i niewątpliwie wymagają od czytelnika siły woli i wytężenia uwagi, niemniej nie jest to szczególnie uciążliwe, a już na pewno utwór w żaden sposób z tego powodu nie traci.
Kolejną ogromną zaletą tej powieści, jak i wszystkich książek Dumasa, jest barwny i niezwykle bogaty język, w którym ja osobiście się zakochałam. W książce dużo jest opisów, które w dużym stopniu właśnie dzięki językowi są tak wyjątkowe. Opisów jest w Hrabim Monte Christo sporo i to niemałych rozmiarów, niemniej jednak nie nudzą one w żaden sposób. Wręcz przeciwnie. Są bardzo sugestywne. Czytając je, niemal od razu oczyma wyobraźni widzimy to, co przedstawiają, z najdrobniejszymi detalami. Ta dokładność, sugestywność, dbałość o każdy szczegół w połączeniu z bogatym, kunsztownym językiem sprawiają, że opisy nie tylko nie nużą, ale wciągają czytelnika jeszcze bardziej w treść i dosłownie angażują w fabułę.
Śmiało mogę powiedzieć, że to jedna z najlepszych książek, jakie kiedykolwiek przeczytałam. Nie można się od niej oderwać, a w chwilach przerw nieustannie się o niej myśli. Po skończeniu natomiast chce się do niej wrócić. No i warto dodać, że oprócz tego, iż jest w stanie zaspokoić nawet najbardziej wyrafinowane potrzeby czytelnicze i zadowolić najbardziej wybrednych bibliofilów, pozwala też dowiedzieć się wiele o historii Francji.