Jeszcze chwila i stanę się prawdziwą fanką Mroza… niepokojące…
Po cyklu o Sewerynie Zaorskim postanowiłam sięgnąć po dwutomową serię z Damianem Wernerem. I był to zarazem najlepszy i najgłupszy pomysł na jaki wpadłam. Najlepszy - bo książka okazała się więcej niż dobra, najgłupszy - bo przepadłam w fabułę tak bardzo, że z trudem mogłam się skoncentrować na czymkolwiek innym. Na szczęście wakacyjny zastój ułatwił mi lawirowanie między pracą a przyjemnością.
Damian Werner oświadczył się Ewie na opolskiej Loży Szyderców. Zaraz potem zostali napadnięci, a następnie dziewczyna znikła. Po dziesięciu latach bezowocnych poszukiwań Werner wreszcie trafia na jej ślad. Znajduje w sieci dwa zdjęcia narzeczonej, w tym jedno, którego nie miał prawa widzieć i znać nikt poza nim. Od tej chwili życie Damiana znowu nabiera rozpędu i jest ukierunkowane na odnalezienie Ewy. Jednak nic nie jest takie jak się wydaje, a Werner niezamierzenie wkracza do mrocznego i bezwzględnego świata. Z pomocą agencji detektywistycznej i Kasandry Reimann próbuje dociec prawdy.
Fabuła wciąga od pierwszego zdania i utrzymuje stałą dynamikę akcji. Sam pomysł na fabułę nie jest znowu taki sztampowy jak mogłoby się wydawać, chociaż ci bardziej wnikliwi pewnie doszukają się tu podobieństw do innych dzieł, zwłaszcza z kręgu literatury skandynawskiej. Jakkolwiek by nie było, pomysł na fabułę uważam za ciekawie zagmatwany, interesująco rozpracowany, z zakończeniem będącym jak uderzenie w splot słoneczny.
Każdy rozdział kończy swoistym zawieszeniem wątku, a to tylko podsyca ciekawość i chęć dalszego podążania za bohaterami. Narracja w pierwszej osobie prowadzona jest dwutorowo, w postaci przeplatających się i zazębiających fabularnie rozdziałów, z perspektywy Damiana Wernera oraz Kasandry Reimann – właścicielki agencji detektywistycznej. Mimo oczywistego postępu wydarzeń oraz elementów napięcia i zaskoczenia, odnosi się wrażenie, że historia opowiadana jest z pewnym dystansem, na chłodno. Emocje są wyważone, dawkowane w trybie ciągłym, jednak nie atakują ekspresją. Wydarzenia, mimo że są opisane plastycznie i obrazowo, przeżywamy tak, jak bohaterowie – jakbyśmy byli w pełni pogodzeni z tym, co się rozgrywa.
Tłem do wątku sensacyjno-kryminalnego jest rozbudowana warstwa obyczajowa. Dzięki niej poznajemy historię Dawida i Ewy oraz wchodzimy w pełne pozorów i iluzorycznego szczęścia prywatne życie Kasandry.
W powieści jest też wyrazisty wątek przemocy. Autorowi udało się uchwycić mechanizmy postępowania oprawców, racjonalizowanie ich postępowania przez ofiary i lawirowanie na granicy życia i śmierci w przemocowym związku. Ukazał atmosferę napięcia, niepewności i wyczekiwania, ukrytą pod grubą warstwą lekkich słów i gry pozorów. Sceny samej przemocy są bardzo drastyczne i realistyczne. Bolesne nawet dla średnio empatycznego czytelnika. Nijako stajemy się niemymi uczestnikami tego brutalnego, latami eskalującego spektaklu. Jedno, co w tym wątku wydaje mi się mocno naciągane i niewiarygodne to fakt, że ofiara przemocy, poddawana codziennym, wielogodzinnym torturom jest w stanie każdego dnia normalnie funkcjonować. Sceny przemocy opisane w powieści nie pozostawiają cienia wątpliwości co do rozmiaru i rodzaju obrażeń. Albo Remigiusz trochę się zapędził, albo poprzez tę przerysowaną dosadność scen chciał podkreślić i uwypuklić rangę problemu przemocy domowej. Cokolwiek to było, bolało jak diabli… Posłowie rozwiało wszystkie moje wątpliwości co do intencji autora.
To co bez wątpienia wyróżnia powieści Mroza spośród innych to pewna stylistyczna gładkość. Język bez kantów i udziwnień, prosty, niemalże codzienny, bez zbędnych zabiegów stylistycznych mających nadawać mu jakąś ponadczasową literackość, przystępny, charakteryzujący się lekkością czytania. Jeśli zmiksować to z interesującą fabułą, okrasić odrobiną dramaturgii i dodać bohaterów z krwi i kości, obdarzonych cechami zwykłych ludzi, którzy na dobrą sprawę mogą być kimś z naszego sąsiedztwa, otrzymujemy powieść idealnie zbalansowaną. Tak jest w tym przypadku.
Przeczytałam o tej powieści wiele opinii, również tych niepochlebnych, które wprost mówią, że fabuła jest pełną absurdów kalką. A która powieść nie jest? Przy zastraszającej ilości ukazujących w ostatnich latach powieści mało która nie będzie kalką czy jakimkolwiek powieleniem wielokrotnie wałkowanych już schematów. Zresztą to, co całkowicie nowatorskie też nie zawsze jest dobre, a chodzenie wydeptanymi ścieżkami wielokrotnie pokazuje, że ryzyko upadku jest mniejsze. Wolę myśleć, że „Nieodnaleziona” jest właśnie taką powieścią powstałą na kanwie utartych ścieżek, ale za to interesującą i nieodkładalną.
Amatorom audiobooków powiem, że ponieważ potrzebowałam wolnych rąk, a jednocześnie nie chciałam rozstawać się z fabułą, kilkanaście stron powieści przesłuchałam i tu popełniłam zasadniczy błąd. Dawid Ogrodnik czytający rozdziały należące do Damiana Wernera to porażka. Przedziwne akcentowanie słów, zaznaczanie interpunkcji czy wręcz śmieszne modulowanie głosu czyni te fragmenty kompletnie nieprzystępnymi w odbiorze. Do części czytanej przez Agnieszkę Dygant nie dotarłam więc nie wiem, jak jej poszło, ale Dawid Ogrodnik o ile jest dobrym aktorem, o tyle fatalnym lektorem. Jego głosowa interpretacja tekstu to zbrodnia na książce.