Każda kolejna część „Wojowników” Erin Hunter jest coraz lepsza. Tym razem w „Lesie tajemnic” towarzyszymy Ognistemu Sercu poszukującemu prawdy o śmierci Rudego Ogona, dawnego zastępcy przywódczyni Błękitnej Gwiazdy. Problem w tym, że napięcie między klanami coraz bardziej rośnie, a przeczucie, że w pobliżu kręci się zdrajca, nie opuszcza wojownika na krok...
Fabuła rusza tu z kopyta. Wiele wątków zostaje wyjaśnionych, całość coraz bardziej nabiera sensu. Więcej akcji – dzięki dobrze napisanym opisom przyjemnie się to czyta. Wiele tajemnic przestaje być tajemnicami – przez to łatwiej zrozumieć motywy niektórych postaci. Nawet jeśli czytelnik ma swoje podejrzenia lub łączy fakty oczywiste szybciej od głównego bohatera, który co i rusz łapie się za zły koniec kija, do ostatniej chwili nie można być na sto procent pewnym wysnutych wniosków – zwłaszcza jeśli chodzi o wątki, które ciągną się od poprzednich części.
Typowe dla tej serii elementy – spis imion, mapka otoczenia, powtórki w imionach – bez zmian. Wciąż są irytujące, przydatne lub znośne (skreślić niepotrzebne). Drobnych błędów (interpunkcja, literówki) jest jeszcze mniej niż w poprzednich tomach, gdzie i tak nie ma ich wiele. To właśnie w „Lesie tajemnic” wprowadzono też pierwsze poprawki w tłumaczeniu, więc teraz polska wersja bardziej nawiązuje do oryginału i nie znajdziemy już perełek w postaci zastępcy z imieniem ucznia.
Nadal ubolewam trochę nad niezbyt bogatymi opisami emocji (za to z otoczeniem i akcją jest o wiele lepiej – coś za coś), ale mimo tego kocie perypetie potrafią ruszyć za serce. Śledzimy zakazaną miłość dwójki wojowników, rozdarcie między lojalnością do przyjaciela i klanu, tęsknotę, odważne czyny i zdradzieckie knowania. Obserwujemy, ile można poświęcić dla swoich bliskich i jakie niesie to ze sobą konsekwencje. Na przykładzie Ognistego Serca (i nie tylko) widać też, jak można dyskryminować kogoś ze względu na jego pochodzenie – książka uczy, że chociaż zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie z tego powodu robił złośliwe uwagi, to najważniejsze jest to, kim się potem staliśmy, a przeszłość nie musi wpływać na naszą przyszłość.
Nielogicznych elementów (jak pozwalanie kociętom na opuszczanie obozu – nawet jeśli z kimś starszym – co już raz prawie skończyło się tragicznie, ale widać nie wyciągnięto z tego żadnych wniosków) jest zdecydowanie mniej. Dlatego mogę stwierdzić, że, na ten moment, „Las tajemnic” to moja ulubiona część ze wszystkich. Przede mną jeszcze wiele tomów, ale teraz z przyjemnością mogę polecić wszystkim kontynuację opowieści o losach Ognistego Serca i Klanu Pioruna.